Zamykam oczy i widzę lepszy świat. Świat, w którym Luke Hemmings nie istnieje, a ja świetnie sobie radzę bez niego. Świat, w którym Luke Hemmings to tylko wytwór mojej wyobraźni.. w dodatku z lepszymi cechami niż ten prawdziwy posiada. Zamykam oczy i boję się je ponownie otwierać. Boję się każdego dnia stawiać czoła wszystkim przeciwnością losu. A strach jest tak silny, że niszczy mnie od środka.
Cały czas zastanawiam się kim jest tajemniczy luhe, a ponieważ do głowy nie przychodzą mi żadne racjonalne wnioski, zamierzam wstać i spędzić kolejny dzień na czytaniu książki lub przeglądaniu tumblr'a. Ewentualnie spotkam się z Jazmyn, która również już pewnie usłyszała o słodkim kłamstewku Luke'a.
Będąc szczerą - nie miałam ochoty się dziś gdziekolwiek pokazywać. Zamiast tej całej szopki z uśmiechaniem się, wolałabym po prostu zwyczajnie poleżeć słuchając przypadkowej muzyki. To nigdy nie będzie mi dane.
Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do laptopa, który chwilę temu wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. Szybko przetarłam zaspane oczy, usiadłam na krzesełku i wpisałam hasło.
~ luhe: witaj oskarżycielko
~ lucyh: o czym mówisz?
~ luhe: jak się spało?
~ luhe: mam nadzieję, że nie miałaś żadnych koszmarów. :)
~ lucyh: powiedz mi kim jesteś.
~ luhe: wiesz kim jestem..
luhe jest offline.
Siedziałam jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrując się w ekran. Ta chwila wydawała się wiecznością. Gdy w końcu wzięłam się w garść, dźwięk ponownie dał o sobie znać.
~ luhe: możemy zawrzeć umowę
~ lucyh: potrzebowałeś aż tyle czasu, żeby wymyślić jakiś pomysł?
~ luhe: droga Lucy H... minęły zaledwie 3 minuty.
~ luhe: ale skoro nie chcesz słuchać, to do widzenia.
~ lucyh: czekaj...
lucyh pisze...
luhe jest offline.
- Cholera! - krzyknęłam, gdy zorientowałam się, że znowu przerwał rozmowę.
Nie zwlekając dłużej, poszłam do łazienki wziąć długi prysznic. Kiedy skończyłam, uczesałam mokre włosy i pozostawiłam je w spokoju, by same wyschły. Zajęłam się tuszowaniem rzęs, a na sam koniec szybko się załatwiłam, opłukałam ręce i zeszłam do salonu.
- Cześć mamo. - ucałowałam ją w policzek i usiadłam obok. - Chciałabym, żebyś w końcu zrozumiała, że Luke w tym domu nie jest już mile widziany...
- Ale..
- Nie przerywaj i cierpliwie czekaj aż skończę. - posłałam jej uśmiech, który szybko odwzajemniła.
- Dobrze.
- Ja i Luke to skończony rozdział. Nie traktował mnie dobrze... przynajmniej nie tak, jak na początku. Strasznie się zmienił i to na gorsze. Przy tobie zawsze udawał... - zamilkłam na chwilę. - Mamo pamiętasz ten dzień, w którym zobaczyłaś na mojej ręce dużego siniaka? - skinęła głową. - To on mi go zrobił.
- Jak to?! - niemalże krzyknęła. Jej dłoń złapała moją, dając mi do zrozumienia, że mogę spokojnie dalej mówić.
- Luke po jakimś czasie nie umiał panować nad agresją. Starałam się mu pomóc, ale to trwało miesiącami, a ja się męczyłam i tylko cierpiałam. Mamo nie chciałam takiego związku. - czułam jak po moich policzkach znowu płyną łzy.
Mama przyciągnęła mnie do swojej piersi i mocno przytuliła. Chwilę później jej dłoń gładziła moje włosy, a ustami składała co jakiś czas całusa na czole. Płakała razem ze mną, jakby odczuwała ten cały ból, jaki został mi wyrządzony.
- Czy.. czy wczoraj.. czy on ci coś zrobił? - zapytała głosem przepełnionym niepewnością.
- Nie.. wczoraj wyszedł z tego domu z bólem jąder.
- Trafia na listę osób, które nigdy nie są tu wpuszczane.
- Mamy taką listę? - zapytałam spoglądając na nią.
- Tak. On jest na niej pierwszy. - zaśmiałyśmy się, a potem mama jeszcze raz mocno mnie przytuliła i poszłyśmy do kuchni zrobić śniadanie.
***
~ jazparker: cześć suko! x
~ jazparker: mam nadzieję, że pamiętasz o tej super świetnej pokazówce dzisiaj o 20?
~ lucyh: mając kogoś takiego jak Ty, to nie trudno zapomnieć.
~ jazparker: nie podlizuj się
~ lucyh: będę u Ciebie o 19.
~ jazparker: załóż seksowną bieliznę!
~ jazparker: sprawdzę!
jesteś offline.
Podeszłam do szafy wyszukując w niej ciuchy nadające się do założenia. Kiedy wyszukałam swój ulubiony top, jeans'y oraz bieliznę, poszłam do łazienki, gdzie ponownie wzięłam szybko prysznic, ale tym razem nie moczyłam głowy. Uważałam również na to, by woda nie tknęła mojej twarzy, ponieważ nie mam ochoty na ponowne spotkanie z kosmetykami. Wychodząc z kabiny owinęłam się ręcznikiem i szybko wytarłam, a następnie nałożyłam ciuchy. Przeczesałam włosy aż w końcu wróciłam do pokoju. Spojrzałam na stojące obok szafy buty i zastanawiałam się, które wybrać. Ostatecznie toczyłam walkę pomiędzy trampkami przed i za kostkę, ale zdecydowałam się na te przed kostkę.
- Mamo wychodzę z Jazzy. - krzyknęłam z korytarza, gdy sięgałam do koszyka po kluczyki mojego samochodu,
- Uważaj na siebie! - odkrzyknęła intonując każdy wyraz.
Wsiadłam do samochodu, odpaliłam silnik i ostrożnie wycofałam. Znajdując się na ulicy nacisnęłam stopą na gaz, a swoją uwagę przeniosłam na radio, które zamierzałam włączyć. Kątem oka kontrolowałam ruch na ulicy, jednocześnie wyszukiwałam moją ulubioną stację.
Po drodze do domu przyjaciółki wjechałam na stację, by dolać trochę paliwa i kupić sobie jakiś posiłek. Całe popołudnie z mamą byłyśmy zbyt pochłonięte rozmową, by skupić się na zjedzeniu porządnego obiadu, a mój organizm potrzebował dużej dawki energii.
- Czy to wszystko? - miła kobieta stojąca za kasą przeniosła na mnie swój wzrok i przyglądała się mojej twarzy. Czułam się cholernie niezręcznie.
- Tak. - odpowiedziałam schylając głowę w dół, by wziąć w ręce słodycze. Chwilę później podałam jej należne pieniądze i wróciłam do samochodu.
***
- Lucy Hale, czy ty w ogóle rozumiesz co oznacza seksowna bielizna? - Jazz wyrzuciła ręce w górę z głosem pełnym irytacji.
Zaśmiałam się siadając na jej miękkim łóżku, ale ona nie zamierzała dać za wygraną. Podbiegła do swojej ogromnej szafy na ciuchy i zanurzyła w niej głowę.
- To jest seksowna bielizna! - krzyknęła machając czerwonymi stringami przed moimi oczami. Ponownie zachichotałam, gdy wcisnęła mi je w rękę.
- Nie założę tego.
- Oczywiście, że nie. Jesteś zbyt święta, prawda? - sarkazm.. tak, zdecydowanie zbyt często go używała.
Wypuściłam głośno powietrze w geście obronnym i skierowałam się do jej łazienki. Dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy na pewno chcę to zrobić. Jazmyn często miała nade mną kontrolę, ale nie dlatego, że na to pozwalałam.. ona jakby wiedziała, co jest dla mnie lepsze. Wielokrotnie ostrzegała mnie przed Lukiem, ale ja nie słuchałam. Triumfowała, gdy okazało się, że jej przypuszczenia okazały się prawdą.
Zamieniłam szybko bikini, a kiedy wyszłam moje figi schowałam głęboko do torebki. Jazzy była szeroko uśmiechnięta widząc, że ponownie udało jej się osiągnąć swój cel.
- Będę dziś jechać z Calum'em. - powiedziała, niepewnie patrząc w moją stronę.
- Oszalałaś? - krzyknęłam pozbywając się wszystkich negatywnych emocji. - To jest niebezpieczne! Jazmyn do cholery widziałaś co stało się z ostatnią laską, która z nim jechała!
- Wiem, ale...
- Żadnego kurwa ale! - przerwałam jej wytłumaczenia. - Jeśli z nim pojedziesz, to będzie oznaczać koniec naszej przyjaźni.
Czułam się, jakby ktoś właśnie kierował moim mózgiem i powiedział te słowa za mnie. Miałam ochotę się rozpłakać, ale starałam się nad tym zapanować. Nie miałam zamiaru zmywać z siebie czarnej mascary.
- Lucy to nie jest fair! - krzyknęła równie głośno, co ja.
- Wiesz co nie jest fair? To, że panujesz nad moim życiem, gdy robię coś głupiego, ale nie pozwalasz panować nad sobą, gdy wysyłasz się na śmierć. - wyjęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na godzinę. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i powoli zeszłam na dół, a potem wsiadłam do samochodu.
W totalnej ciszy czekałam na Jazzy. Miałam pieprzoną nadzieję, że jednak się rozmyśli i nie wsiądzie na motor z tym dupkiem. Po paru minutach wysłałam jej sms'a z pytaniem, czy jedzie, po czym szybko pojawiła się obok mnie.
Starałam się opóźnić nasz przyjazd najbardziej, jak się tylko dało. Chciałam wjechać w momencie, w którym wyścig by już trwał, ale niestety nie udało mi się. Dotarłyśmy na obrzeża miasta znacznie szybciej niż myślałam. Przed wyjściem z samochodu spojrzałam być może ostatni raz na przyjaciółkę.
- Pamiętaj.. - powiedziałam odchodząc w miejsce, z którego zawsze obserwowałyśmy co się działo.
Niespokojna siedziałam na średniej wielkości kamieniu wpatrując się jak Jazzy kłóci się z Calum'em. Obserwowałam to wszystko z dystansem. Mój umysł wciąż powtarzał, że się rozmyśli i zaraz do mnie przyjdzie, żebyśmy mogły tak jak zwykle obserwować wszystko z przerażeniem w oczach... ale tak się nie stało.
Po pewnym czasie Jazmyn spojrzała w moją stronę, a ja ujrzałam jak przeciera łzy z oczu. Miała zapłakaną twarz i nie mogłam nic na to poradzić, bo sam widok sprawił, że też się rozpłakałam. Patrzałam jak wsiada na motor, swoje plecy przykłada do pleców Calum'a i obwiązuje się mocno pasem.
- Czyli to koniec... - wyszeptałam załamanym głosem.
Wciąż nie traciłyśmy kontaktu wzrokowego. Kiedy Calum przerzucił swój ciężar na kierownicę, a silnik dał znać, że ruszył, Jazzy odruchowo zaczęła krzyczeć. Była przerażona.
Nie potrafiłam siedzieć w na tym pieprzonym kamieniu i podbiegłam na przód tłumu, by wyraźnie patrzeć na wszystko, co się działo. Calum ścigał się z gościem, który zawsze wygrywał. Potrafił wyeliminować swojego przeciwnika spychając go w jakieś przeszkody. Modliłam się, by nie zrobił tego tym razem.. modliłam się, by Jazzy wyszła z tego cała.
- Calum jest w tym dobry. - usłyszałam obok siebie jakiś głos. Przewróciłam głowę w stronę, z którego dobiegł i chwilę przyglądałam się nieznajomej twarzy.
- Przepraszam? Ostatnia dziewczyna, która z nim jechała leży teraz zakopana pod ziemią. - ostatnią część niemalże krzyknęłam.
- Twoja przyjaciółka wie co robi...
- Co za pieprzone kłamstwo. - przerwałam mu, ale sama również nie miałam nic ciekawego do powiedzenia. - Kim ty właściwie jesteś, co?
- Nie musisz tego wiedzieć, żeby dobrze ci się ze mną rozmawiało. - zamarłam. Dokładnie takich samych słów użył koleś, który wczoraj do mnie napisał.
- To ty jesteś lukeh? - zapytałam przyglądając się jego twarzy. Zaśmiał się, ale skończył, gdy zauważył, że mi nie jest do śmiechu.
- Nie. Ale wiem kim on jest i myślę, że ty również. - usłyszałam dźwięk silnika i to ostatecznie zakończyło naszą rozmowę.
Przeniosłam swój wzrok w stronę, w którą jeszcze przed chwilą patrzałam. Motor, którym jechał Calum leżał teraz na ziemi przygniatając jego i Jazzy, która niestety wciąż tam byłam. Zaczęłam szybko biec w ich stronę. Nie przejmowałam się dźwiękiem informującym o zbliżającej się policji. Zamierzałam pomóc przyjaciółce.
Klęknęłam na kolana i zauważyłam, jak głowa Jazmyn krwawi, co oznacza, że musiała uderzyć nią o ziemię. Calum leżał spokojnie, próbując zdjąć z nich motor. Pomogłam mu, a gdy w końcu zostali uwolnieni od ciężaru zostałam odciągnięta przez jakiegoś policjanta. Ciągnął mnie do radiowozu, a ja usilnie starałam się mu wyrwać.
- Tam jest moja przyjaciółka! Ja przyjechałam ją ratować! - krzyczałam do niego, jednocześnie uderzałam go mocno w ramiona.
Policjant puścił mnie i pozwolił mi wrócić do przyjaciółki. Kiedy ponownie do niej podbiegłam, Calum zdążył odpiąć już pas, który sprawiał, że na jakiś czas byli jednością. Patrzał się na mnie, a ja na niego i przez chwilę nie wiedzieliśmy co zrobić. Jazzy miała zamknięte oczy, krwawienie z głowy nie ustępowało, a jej oddech był ledwo odczuwalny.
- Nienawidzę cię.. - wysyczałam ponownie patrząc na Calum'a.
- Wiedziała jakie jest ryzyko. - próbował się bronić, ale ja nie zamierzałam go słuchać.
Podbiegłam do tego samego policjanta, który parę minut temu próbował wsadzić mnie do radiowozu i wywieźć na komendę. Powiedziałam mu o stanie Jazzy, a ten nie wahał się ani sekundy dłużej i szybko wezwał karetkę. Znowu wróciłam do przyjaciółki, ułożyłam ją w bezpiecznej pozycji, dbając o to, by w razie wymiotów nie zakrztusiła się nimi. Położyłam się obok jej pleców i pocierałam jej ramiona, nucąc naszą ulubioną piosenkę.
Gdy karetka w końcu się pojawiła, patrzałam jak wkładają ją na szyna do środka i odjeżdżają. Skierowałam się do swojego samochodu i wsiadając zamknęłam wszystkie drzwi od środka, a wtedy dałam upust wszystkim swoich emocjom.
Płakałam tak długo, aż w końcu łzy przestały spływać po moich policzkach i mogłam bezpiecznie ruszyć w podróż do domu Jazzy. Cholernie bałam się konfrontacji z jej rodzicami, ale musiałam w końcu powiedzieć im, co stało się z ich córką.
Następny przystanek: koszmar.
Cały czas zastanawiam się kim jest tajemniczy luhe, a ponieważ do głowy nie przychodzą mi żadne racjonalne wnioski, zamierzam wstać i spędzić kolejny dzień na czytaniu książki lub przeglądaniu tumblr'a. Ewentualnie spotkam się z Jazmyn, która również już pewnie usłyszała o słodkim kłamstewku Luke'a.
Będąc szczerą - nie miałam ochoty się dziś gdziekolwiek pokazywać. Zamiast tej całej szopki z uśmiechaniem się, wolałabym po prostu zwyczajnie poleżeć słuchając przypadkowej muzyki. To nigdy nie będzie mi dane.
Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do laptopa, który chwilę temu wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. Szybko przetarłam zaspane oczy, usiadłam na krzesełku i wpisałam hasło.
~ luhe: witaj oskarżycielko
~ lucyh: o czym mówisz?
~ luhe: jak się spało?
~ luhe: mam nadzieję, że nie miałaś żadnych koszmarów. :)
~ lucyh: powiedz mi kim jesteś.
~ luhe: wiesz kim jestem..
luhe jest offline.
Siedziałam jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrując się w ekran. Ta chwila wydawała się wiecznością. Gdy w końcu wzięłam się w garść, dźwięk ponownie dał o sobie znać.
~ luhe: możemy zawrzeć umowę
~ lucyh: potrzebowałeś aż tyle czasu, żeby wymyślić jakiś pomysł?
~ luhe: droga Lucy H... minęły zaledwie 3 minuty.
~ luhe: ale skoro nie chcesz słuchać, to do widzenia.
~ lucyh: czekaj...
lucyh pisze...
luhe jest offline.
- Cholera! - krzyknęłam, gdy zorientowałam się, że znowu przerwał rozmowę.
Nie zwlekając dłużej, poszłam do łazienki wziąć długi prysznic. Kiedy skończyłam, uczesałam mokre włosy i pozostawiłam je w spokoju, by same wyschły. Zajęłam się tuszowaniem rzęs, a na sam koniec szybko się załatwiłam, opłukałam ręce i zeszłam do salonu.
- Cześć mamo. - ucałowałam ją w policzek i usiadłam obok. - Chciałabym, żebyś w końcu zrozumiała, że Luke w tym domu nie jest już mile widziany...
- Ale..
- Nie przerywaj i cierpliwie czekaj aż skończę. - posłałam jej uśmiech, który szybko odwzajemniła.
- Dobrze.
- Ja i Luke to skończony rozdział. Nie traktował mnie dobrze... przynajmniej nie tak, jak na początku. Strasznie się zmienił i to na gorsze. Przy tobie zawsze udawał... - zamilkłam na chwilę. - Mamo pamiętasz ten dzień, w którym zobaczyłaś na mojej ręce dużego siniaka? - skinęła głową. - To on mi go zrobił.
- Jak to?! - niemalże krzyknęła. Jej dłoń złapała moją, dając mi do zrozumienia, że mogę spokojnie dalej mówić.
- Luke po jakimś czasie nie umiał panować nad agresją. Starałam się mu pomóc, ale to trwało miesiącami, a ja się męczyłam i tylko cierpiałam. Mamo nie chciałam takiego związku. - czułam jak po moich policzkach znowu płyną łzy.
Mama przyciągnęła mnie do swojej piersi i mocno przytuliła. Chwilę później jej dłoń gładziła moje włosy, a ustami składała co jakiś czas całusa na czole. Płakała razem ze mną, jakby odczuwała ten cały ból, jaki został mi wyrządzony.
- Czy.. czy wczoraj.. czy on ci coś zrobił? - zapytała głosem przepełnionym niepewnością.
- Nie.. wczoraj wyszedł z tego domu z bólem jąder.
- Trafia na listę osób, które nigdy nie są tu wpuszczane.
- Mamy taką listę? - zapytałam spoglądając na nią.
- Tak. On jest na niej pierwszy. - zaśmiałyśmy się, a potem mama jeszcze raz mocno mnie przytuliła i poszłyśmy do kuchni zrobić śniadanie.
***
~ jazparker: cześć suko! x
~ jazparker: mam nadzieję, że pamiętasz o tej super świetnej pokazówce dzisiaj o 20?
~ lucyh: mając kogoś takiego jak Ty, to nie trudno zapomnieć.
~ jazparker: nie podlizuj się
~ lucyh: będę u Ciebie o 19.
~ jazparker: załóż seksowną bieliznę!
~ jazparker: sprawdzę!
jesteś offline.
Podeszłam do szafy wyszukując w niej ciuchy nadające się do założenia. Kiedy wyszukałam swój ulubiony top, jeans'y oraz bieliznę, poszłam do łazienki, gdzie ponownie wzięłam szybko prysznic, ale tym razem nie moczyłam głowy. Uważałam również na to, by woda nie tknęła mojej twarzy, ponieważ nie mam ochoty na ponowne spotkanie z kosmetykami. Wychodząc z kabiny owinęłam się ręcznikiem i szybko wytarłam, a następnie nałożyłam ciuchy. Przeczesałam włosy aż w końcu wróciłam do pokoju. Spojrzałam na stojące obok szafy buty i zastanawiałam się, które wybrać. Ostatecznie toczyłam walkę pomiędzy trampkami przed i za kostkę, ale zdecydowałam się na te przed kostkę.
- Mamo wychodzę z Jazzy. - krzyknęłam z korytarza, gdy sięgałam do koszyka po kluczyki mojego samochodu,
- Uważaj na siebie! - odkrzyknęła intonując każdy wyraz.
Wsiadłam do samochodu, odpaliłam silnik i ostrożnie wycofałam. Znajdując się na ulicy nacisnęłam stopą na gaz, a swoją uwagę przeniosłam na radio, które zamierzałam włączyć. Kątem oka kontrolowałam ruch na ulicy, jednocześnie wyszukiwałam moją ulubioną stację.
Po drodze do domu przyjaciółki wjechałam na stację, by dolać trochę paliwa i kupić sobie jakiś posiłek. Całe popołudnie z mamą byłyśmy zbyt pochłonięte rozmową, by skupić się na zjedzeniu porządnego obiadu, a mój organizm potrzebował dużej dawki energii.
- Czy to wszystko? - miła kobieta stojąca za kasą przeniosła na mnie swój wzrok i przyglądała się mojej twarzy. Czułam się cholernie niezręcznie.
- Tak. - odpowiedziałam schylając głowę w dół, by wziąć w ręce słodycze. Chwilę później podałam jej należne pieniądze i wróciłam do samochodu.
***
- Lucy Hale, czy ty w ogóle rozumiesz co oznacza seksowna bielizna? - Jazz wyrzuciła ręce w górę z głosem pełnym irytacji.
Zaśmiałam się siadając na jej miękkim łóżku, ale ona nie zamierzała dać za wygraną. Podbiegła do swojej ogromnej szafy na ciuchy i zanurzyła w niej głowę.
- To jest seksowna bielizna! - krzyknęła machając czerwonymi stringami przed moimi oczami. Ponownie zachichotałam, gdy wcisnęła mi je w rękę.
- Nie założę tego.
- Oczywiście, że nie. Jesteś zbyt święta, prawda? - sarkazm.. tak, zdecydowanie zbyt często go używała.
Wypuściłam głośno powietrze w geście obronnym i skierowałam się do jej łazienki. Dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy na pewno chcę to zrobić. Jazmyn często miała nade mną kontrolę, ale nie dlatego, że na to pozwalałam.. ona jakby wiedziała, co jest dla mnie lepsze. Wielokrotnie ostrzegała mnie przed Lukiem, ale ja nie słuchałam. Triumfowała, gdy okazało się, że jej przypuszczenia okazały się prawdą.
Zamieniłam szybko bikini, a kiedy wyszłam moje figi schowałam głęboko do torebki. Jazzy była szeroko uśmiechnięta widząc, że ponownie udało jej się osiągnąć swój cel.
- Będę dziś jechać z Calum'em. - powiedziała, niepewnie patrząc w moją stronę.
- Oszalałaś? - krzyknęłam pozbywając się wszystkich negatywnych emocji. - To jest niebezpieczne! Jazmyn do cholery widziałaś co stało się z ostatnią laską, która z nim jechała!
- Wiem, ale...
- Żadnego kurwa ale! - przerwałam jej wytłumaczenia. - Jeśli z nim pojedziesz, to będzie oznaczać koniec naszej przyjaźni.
Czułam się, jakby ktoś właśnie kierował moim mózgiem i powiedział te słowa za mnie. Miałam ochotę się rozpłakać, ale starałam się nad tym zapanować. Nie miałam zamiaru zmywać z siebie czarnej mascary.
- Lucy to nie jest fair! - krzyknęła równie głośno, co ja.
- Wiesz co nie jest fair? To, że panujesz nad moim życiem, gdy robię coś głupiego, ale nie pozwalasz panować nad sobą, gdy wysyłasz się na śmierć. - wyjęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na godzinę. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i powoli zeszłam na dół, a potem wsiadłam do samochodu.
W totalnej ciszy czekałam na Jazzy. Miałam pieprzoną nadzieję, że jednak się rozmyśli i nie wsiądzie na motor z tym dupkiem. Po paru minutach wysłałam jej sms'a z pytaniem, czy jedzie, po czym szybko pojawiła się obok mnie.
Starałam się opóźnić nasz przyjazd najbardziej, jak się tylko dało. Chciałam wjechać w momencie, w którym wyścig by już trwał, ale niestety nie udało mi się. Dotarłyśmy na obrzeża miasta znacznie szybciej niż myślałam. Przed wyjściem z samochodu spojrzałam być może ostatni raz na przyjaciółkę.
- Pamiętaj.. - powiedziałam odchodząc w miejsce, z którego zawsze obserwowałyśmy co się działo.
Niespokojna siedziałam na średniej wielkości kamieniu wpatrując się jak Jazzy kłóci się z Calum'em. Obserwowałam to wszystko z dystansem. Mój umysł wciąż powtarzał, że się rozmyśli i zaraz do mnie przyjdzie, żebyśmy mogły tak jak zwykle obserwować wszystko z przerażeniem w oczach... ale tak się nie stało.
Po pewnym czasie Jazmyn spojrzała w moją stronę, a ja ujrzałam jak przeciera łzy z oczu. Miała zapłakaną twarz i nie mogłam nic na to poradzić, bo sam widok sprawił, że też się rozpłakałam. Patrzałam jak wsiada na motor, swoje plecy przykłada do pleców Calum'a i obwiązuje się mocno pasem.
- Czyli to koniec... - wyszeptałam załamanym głosem.
Wciąż nie traciłyśmy kontaktu wzrokowego. Kiedy Calum przerzucił swój ciężar na kierownicę, a silnik dał znać, że ruszył, Jazzy odruchowo zaczęła krzyczeć. Była przerażona.
Nie potrafiłam siedzieć w na tym pieprzonym kamieniu i podbiegłam na przód tłumu, by wyraźnie patrzeć na wszystko, co się działo. Calum ścigał się z gościem, który zawsze wygrywał. Potrafił wyeliminować swojego przeciwnika spychając go w jakieś przeszkody. Modliłam się, by nie zrobił tego tym razem.. modliłam się, by Jazzy wyszła z tego cała.
- Calum jest w tym dobry. - usłyszałam obok siebie jakiś głos. Przewróciłam głowę w stronę, z którego dobiegł i chwilę przyglądałam się nieznajomej twarzy.
- Przepraszam? Ostatnia dziewczyna, która z nim jechała leży teraz zakopana pod ziemią. - ostatnią część niemalże krzyknęłam.
- Twoja przyjaciółka wie co robi...
- Co za pieprzone kłamstwo. - przerwałam mu, ale sama również nie miałam nic ciekawego do powiedzenia. - Kim ty właściwie jesteś, co?
- Nie musisz tego wiedzieć, żeby dobrze ci się ze mną rozmawiało. - zamarłam. Dokładnie takich samych słów użył koleś, który wczoraj do mnie napisał.
- To ty jesteś lukeh? - zapytałam przyglądając się jego twarzy. Zaśmiał się, ale skończył, gdy zauważył, że mi nie jest do śmiechu.
- Nie. Ale wiem kim on jest i myślę, że ty również. - usłyszałam dźwięk silnika i to ostatecznie zakończyło naszą rozmowę.
Przeniosłam swój wzrok w stronę, w którą jeszcze przed chwilą patrzałam. Motor, którym jechał Calum leżał teraz na ziemi przygniatając jego i Jazzy, która niestety wciąż tam byłam. Zaczęłam szybko biec w ich stronę. Nie przejmowałam się dźwiękiem informującym o zbliżającej się policji. Zamierzałam pomóc przyjaciółce.
Klęknęłam na kolana i zauważyłam, jak głowa Jazmyn krwawi, co oznacza, że musiała uderzyć nią o ziemię. Calum leżał spokojnie, próbując zdjąć z nich motor. Pomogłam mu, a gdy w końcu zostali uwolnieni od ciężaru zostałam odciągnięta przez jakiegoś policjanta. Ciągnął mnie do radiowozu, a ja usilnie starałam się mu wyrwać.
- Tam jest moja przyjaciółka! Ja przyjechałam ją ratować! - krzyczałam do niego, jednocześnie uderzałam go mocno w ramiona.
Policjant puścił mnie i pozwolił mi wrócić do przyjaciółki. Kiedy ponownie do niej podbiegłam, Calum zdążył odpiąć już pas, który sprawiał, że na jakiś czas byli jednością. Patrzał się na mnie, a ja na niego i przez chwilę nie wiedzieliśmy co zrobić. Jazzy miała zamknięte oczy, krwawienie z głowy nie ustępowało, a jej oddech był ledwo odczuwalny.
- Nienawidzę cię.. - wysyczałam ponownie patrząc na Calum'a.
- Wiedziała jakie jest ryzyko. - próbował się bronić, ale ja nie zamierzałam go słuchać.
Podbiegłam do tego samego policjanta, który parę minut temu próbował wsadzić mnie do radiowozu i wywieźć na komendę. Powiedziałam mu o stanie Jazzy, a ten nie wahał się ani sekundy dłużej i szybko wezwał karetkę. Znowu wróciłam do przyjaciółki, ułożyłam ją w bezpiecznej pozycji, dbając o to, by w razie wymiotów nie zakrztusiła się nimi. Położyłam się obok jej pleców i pocierałam jej ramiona, nucąc naszą ulubioną piosenkę.
Gdy karetka w końcu się pojawiła, patrzałam jak wkładają ją na szyna do środka i odjeżdżają. Skierowałam się do swojego samochodu i wsiadając zamknęłam wszystkie drzwi od środka, a wtedy dałam upust wszystkim swoich emocjom.
Płakałam tak długo, aż w końcu łzy przestały spływać po moich policzkach i mogłam bezpiecznie ruszyć w podróż do domu Jazzy. Cholernie bałam się konfrontacji z jej rodzicami, ale musiałam w końcu powiedzieć im, co stało się z ich córką.
Następny przystanek: koszmar.
Biedna Jazzy...
OdpowiedzUsuń