niedziela, 2 listopada 2014

eight

- Cześć. - wystraszona odwróciłam się za siebie, by zobaczyć stojącego w progu Luke'a. Zadarłam lekko brwi ku górze i przez dłuższy moment lustrowałam postać chłopaka.
- Więc to jednak ty.. - powiedziałam z lekką ironią w głosie, której Hemmings na pewno nie wyczuł.
- Mamy jakieś tabletki na głowę? - usłyszałam zaspany głos Calum'a. W tym momencie odwołałam swoje wcześniejsze podejrzenia. Mam wielki mętlik w głowie.
Ponownie poszłam do kuchni, by znaleźć jakiekolwiek tabletki. Okazało się to trudniejsze niż myślałam, ponieważ szafki, do których dosięgam, przechowują zupełnie inne rzeczy. Powoli stanęłam na kuchennym blacie i otworzyłam najbliżej znajdującą się szafkę. Znów pudło. Powtórzyłam czynność jeszcze parę razy, aż wreszcie osiągnęłam cel. Chwyciłam znajome mi tabletki i rzuciłam je obok swoich nóg. Teraz pojawił się nie planowany problem. Spojrzałam w dół, by dostrzec znajdującą się daleko podłogę. Lęk wysokości to coś, z czym zmagam się od szczeniackich lat, więc nie rozumiem co mnie pokusiło, żeby wchodzić na ten blat.
- Calum! - krzyknęłam z nadzieją, że uzyskam jakąś pomoc. Chłopak wbiegł do kuchni, zabrał tabletki i zniknął.. mogłam się tego spodziewać.
Zaczęłam powoli panikować. Wysokość, na której się znajdowałam była okropna. Czułam jak powoli zaczyna mi się kręcić w głowie. Jeśli zaraz nie zejdę, obudzę się z mocnym bólem głowy, spowodowanym uderzeniem o podłogę. Coraz bardziej panikowałam, a moje ręce nie kontrolowanie zaczęły się trząść. To zdecydowanie najgorszy poranek w całym moim życiu.
- Długo jeszcze będziesz tam stała? - przekręciłam lekko głowę w kierunku, z którego dobiegł głos.. znów Luke. Czy ten koleś mnie dziś prześladuje?
- Zaraz zejdę. - skłamałam, by jak najszybciej się go pozbyć. Chciałam zejść i chciałam pomoc, ale nie chciałam, żeby to Luke mi pomagał.
- Nie zejdziesz. - jego całkowita pewność siebie zaczęła działać mi na nerwy. Powoli odwróciłam się plecami do szafek, uważając przy tym, by nie zrobić żadnego błędnego kroku.
- Chcesz się założyć?
- Przecież boisz się wysokości. - Hemmings podszedł do mnie i wysunął rękę w moją stronę. Przez chwilę się zawahałam, ale nie chwyciłam jej. Chciałam mu udowodnić, że już się n boję.. a może po prostu chciałam to udowodnić sobie?
Ostrożnie uginałam kolana, by móc usiąść na blacie, a potem zwyczajnie z niego zejść. Nie miałam żadnego punktu zaczepienia, który posłużyłby mi jako podpora, więc od razu się zachwiałam i poleciałam lekko do przodu. Na moje szczęście lub nie szczęście, refleks Luke'a znów okazał się przydatny. Mocno mnie złapał, dzięki czemu nie zderzyłam się z podłogą. Moje serce zbyt mocno uderzało, bym ponownie odmówiła jego pomocy.
- Nadal się boisz. - skomentował, gdy wreszcie stałam na podłodze. - Ciągle tak samo reagujesz.
- Dzięki. - przypominając sobie zawarty z nim rozejm, postanowiłam go szybko przytulić i odejść, jak najdalej od tego miejsca.
Szybko zebrałam wszystkie swoje rzeczy, które o dziwo leżały w kilku miejscach, a przecież niczego nie wyjmowałam. Postanowiłam z nikim się nie żegnać. Zwyczajnie opuściłam dom i skierowałam się na ulicę, która niegdyś należała do mnie i Jazmyn, a teraz tylko do niej.
***
- Suko! Nie zrobiłaś tego! - głośny krzyk Jazzy rozszedł się po całym pokoju, gdy wreszcie udało mi się opowiedzieć historię minionej nocy.
- Niestety. - zaśmiałam się widząc szeroko otwarte usta przyjaciółki. Gdyby tam była, zapewne nie pogodziłabym się z Lukiem.. o ile można to nazwać zgodą.
- Co jeszcze się działo? - zapytała, gdy obie się uspokoiłyśmy.
- Rano znów do mnie napisał ten pieprzony anonim. Strasznie działa mi na nerwy. - westchnęłam, przypominając sobie, co do mnie napisał. - Był na imprezie, gdy rozmawialiśmy, napisał, że wciąż tam jest.
- Kto nocował w domu?! - spojrzałam na przyjaciółkę, która najwyraźniej była zafascynowana całą tą sytuacją.
- Luke, Ashton, Michael, Calum, Steve i jakaś laska, która przyszła z Hemmings'em. Wiesz, przez jakiś czas uważałam, że ten anonim to Luke.. przecież każdy na tym komunikatorze używa nazw związanych ze swoim imieniem i nazwiskiem, a luhe pasuje tylko do niego. No i zszedł pierwszy, gdy anonim nagle zakończył rozmowę, a...
- To może być każdy. - kiwnięciem głowy, przyznałam przyjaciółce rację. - Czy Calum kogoś poderwał? - szeroko otworzyłam oczy, gdy do moich uszu dotarło to pytanie. Nie kontrolowanie się uśmiechnęłam, uświadamiając sobie, że Jazzy też go lubi.
- Myślał o tobie. - cichy pisk radości sprawił, że moje usta uformowały się w uśmiech.
- Jazmyn, musimy cię wziąć na dół, na obiad. Lucy, chcesz zjeść z nami? - spojrzałam w stronę drzwi, w których progu stała mama Jazzy. Uśmiechnęłam się do niej i odmawiając, podziękowałam za propozycję.
Podczas, gdy Jazzy wraz z rodzicami była na dole i jadła obiad, skorzystałam z okazji i zalogowałam się na komunikatorze. Przejrzałam dostępne kontakty, aż wreszcie zobaczyłam ten właściwy.
~ lucyh: powiedz mi kim jesteś 
~ luhe: czemu tak nagle wyszłaś? 
~ lucyh: emocje mnie poniosły 
~ lucyh: powiedz kim jesteś 
~ luhe: nie mogę 
~ lucyh: czemu? 
~ luhe: to zniszczy nam zabawę
~ lucyh: ta zabawa mi się nie podoba
lucyh pisze...
~ luhe: ale ja ją lubię
~ lucyh: Luke, po prostu przyznaj się, że to Ty
lucyh pisze...
~ luhe: naprawdę nie jestem takim dupkiem. szkoda, że masz mnie za kogoś takiego, jak on
~ lucyh: list w szpitalu był od Luke'a, to on tam był.. Ty tam byłeś!
~ luhe: porozmawiamy, gdy zmądrzejesz
luhe jest offline.
Przez dłuższą chwilę leżałam na łóżku przyjaciółki, zastanawiając się nad wszystkim i nad niczym. Ponownie łączyłam ze sobą wszystkie fakty, starając się wpaść na to, kto mógłby być nękającym mnie anonimem. Jedno jest pewne, nie jest to Calum. Wiem, że zależy mu na Jazzy i jej na nim również, więc muszę zrobić wszystko, by ze sobą byli. Nie mogę ich zawieść. Będą idealną parą.. taką, jak ja z Lukiem kiedyś, a może nawet lepszą. Tak, muszą być lepszą parą. Nie pozwolę na to, by Calum kiedykolwiek stał się agresywny wobec mojej przyjaciółki.. dziewczyny na wózku.
Przymknęłam powieki, by przypomnieć sobie początki mojej znajomości z Hemmings'em. Byliśmy strasznie młodzi, ale zależało mu na mnie, wiem to. Starał się, robił wszystko, bym czuła się przy nim bezpieczna.. nie rozumiem, kiedy tak nagle się zmienił. Czy to mogło być spowodowane odejściem jego mamy? Mścił się na mnie za to, że go zostawiła? Tylko po co? Przecież Luke mógł z nią wyjechać, mógł mnie zostawić i zacząć nowe życie w innym mieście.. a jednak wybrał mnie. Być może była to jego najgorsza decyzja, której najprawdopodobniej nigdy mu nie wybaczę. Siniaki, które przez niego pojawiały się na moim ciele, już zawsze będą częścią naszej historii, która nie miała być taka.. planowaliśmy żyć długo i szczęśliwie, jak w bajce. Nikt nie przewidział takiego końca. Książę bijący swoją księżniczkę, nigdy nie powinien istnieć.
Anonimem może być każdy.. może to być osoba będąca blisko mnie, a ja mogę ją odrzucać. Czy powinnam brać pod uwagę Ashton'a lub Michaela? Człowieka, który wie o mnie najwięcej i kocha mnie, ale w inny sposób oraz człowieka, który pała do mnie nienawiścią? A może to ktoś, kto chce mi zaszkodzić? Oh, czemu on nie może zdradzić o sobie żadnych szczegółów? Przecież to by mi tak bardzo ułatwiło życie..
- Obudź się. - usłyszałam chichot Jazzy, który sprawił, że automatycznie się podniosłam do pozycji siedzącej. Zastąpiłam jej mamę i pomogłam przyjaciółce usiąść obok mnie.
- Wrócisz do szkoły? - zapytałam po chwili ciszy. To pytanie już od dłuższego czasu siedziało w mojej głowie, ale wreszcie udało mi się je wypowiedzieć.
- Teraz czeka mnie rehabilitacja, a potem.. cóż, nigdy nic nie wiadomo. Myślmy pozytywnie! - uśmiechnęła się, ale wiedziałam, że to nie był szczery uśmiech.
Jazzy była teraz świetną aktorką. Każdy, kto znał ją choć w małym stopniu wiedział, że zrobiłaby wszystko, by otaczać się teraz ludźmi, ale tak nie było. Oczywiście, dużo osób z nią rozmawiało, ale żadna z tych osób ani razu jej nie odwiedziła. Woleli internet, bo pewnie się bali. Rozumiem to. Jazzy może udawać ile tylko chce, ale ja wiem, że jest jej cholernie źle.. bo w sumie komu by nie było w takiej sytuacji?
- Będę musiała zaraz iść. - wyszeptałam, patrząc prosto w oczy Jazzy. Automatycznie posmutniała, zdając sobie sprawę z tego, że znów zostanie sama. - Jutro cię wymęczę.
- Jutro mam wizytę u lekarza.. - złapałam przyjaciółkę za rękę, by dodać jej trochę wsparcia.
- Pójdę z tobą. Napisz mi jutro, o której mam tu być. - przytaknęła głową i przyciągnęła mnie do siebie w mocnym uścisku.
Pożegnałam się z rodzicami Jazzy i skierowałam się do domu. Ponownie zajęłam swoje myśli rozważaniem na temat tego, kim jest anonimowy rozmówca. Jak to w ogóle możliwe, że coraz częściej mam ochotę z nim pisać, by wreszcie przekonać się, kim jest? Jak to możliwe, że myślę o nim zamiast o Jazmyn lub Ashton'ie? Przecież nie powinno tak być.. jest tylko małym kawałkiem gówna, które już dawno powinno być spuszczone w sedesie.
- Lucy Hale, gdzie byłaś całą noc?! - zaraz po otworzeniu drzwi frontowych, usłyszałam głośny krzyk mamy. Nie przejmując się jej słowami, powoli zrzuciłam botki i poszłam do swojego pokoju, gdzie zostawiłam torbę z ciuchami. Dopiero potem z powrotem zeszłam na dół, gotowa na konfrontację z rodzicielką.
- U Jazzy. - nalewając sobie soku, poczułam mocne szarpnięcie za ramię.
- Powiedz prawdę. - spojrzałam na mamę, która najwyraźniej była czymś zmartwiona.
- O co ci chodzi?
- Ktoś tu był w nocy i zostawił to.. - chwyciłam podaną mi kartkę i od razu ją otworzyłam.
Zobaczyłam wydrukowane swoje zdjęcie, z wczorajszej nocy, gdy tańczyłam. Spojrzałam na strój, który aktualnie miałam.. był wciąż taki sam, jak w nocy. Przeczytałam słowa napisane pod zdjęciem. Przeraziłam się. Ktoś tak bardzo pragnie mojej śmierci, a ja jestem bezradna..
***
~ mclel: masz zgrabny tyłek, szkoda będzie już na niego nie patrzeć 
~ lucyh: o co Ci chodzi?!
~ mclel: dostałaś kartkę?
~ lucyh: Ty ją tu przyniosłeś?
lucyh pisze...
~ mclel: oczywiście
~ lucyh: zgłoszę to na policję
~ mclel: jeśli zrobisz coś nie tak, Twoja matka ucierpi
mclel jest offline.

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział.
    Kocham to ff i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. mclel ty *****
    Zaraz do niego pójdę i ukręcę mu głowę!

    Pogubiłam się w tym na maksa!
    Kto jest luhe?
    Luke? zaczynam wątpić.
    Więc kto?
    Ashton? A może ten Steve będzie odgrywał tu jakąś rolę? (hm.. wątpię.)
    A mclel? to Michael?
    A może pozmieniali sie miejscami i mclel to Luke a luhe to Michael?
    Kurde, każda nowa myśl coraz głupsza...

    Kiedy dowiem się czegoś więcej?! Ja tak dłużej żyć nie mogę! xD
    Uwielbiam twoje ff <3 Pisz dalej! Pisz więcej! Pisz wspaniale! <3
    czekam na nn. Weny! ;)

    PS przeniosłam się na blogspota :P teraz będę cię nękała i tu i na wattpadzie xD

    OdpowiedzUsuń