środa, 31 grudnia 2014

twelve

- Jest coś od czego chciałabyś zacząć? - zapytała siadając naprzeciwko mnie z przygotowanym już notatnikiem i długopisem. Wpatrywałam się w kobietę przez dłuższy czas, analizując pojedynczo wypowiedziane przez nią słowa.
Zaczęłam nerwowo uderzać palcem o miękkie, obite skórą oparcie kanapy, rozglądając się dookoła za jakimś małym szczegółem, który przykułby moją uwagę na dłużej. Nie zamierzałam patrzeć na pełną zmarszczek twarz kobiety.. nie wyglądała przyjaźnie i jestem w stu procentach pewna, że mimo zajmowanej posady, wcale o siebie nie dbała. Jej ciuchy nie pasowały do siebie pod żadnym względem i warto wspomnieć, że zagniecenia były strasznie widoczne.. zupełnie jak plamy potu skrywające się pod jej rękami.
Moja uwaga szybko skupiła się na porcelanowej lalce stojącej w rogu pomieszczenia na jednej z trzech półek metalowego regału. Przyjrzałam się ozdobie nieco uważniej. Miała lekko różowe usta, które rozchylały się w słodkim uśmiechu i idealnie kontrastowały z jasnym odcieniem skóry. W tym momencie uświadomiłam sobie, że jeszcze nigdy nie widziałam ciemnoskórej porcelanowej laleczki. Przeniosłam wzrok nieco wyżej, by zauważyć, że jej rzęsy były wytuszowane. Przypomniałam sobie jak kiedyś zrobiłam to samo mojej lalce. Kupiłam całkiem nową maskarę, więc postanowiłam ją wypróbować na czymś, co nigdy nie zostanie ukazane światłu dziennemu.. rozglądając się po pokoju dostrzegłam tylko jedną możliwość. Dzisiaj moja lalka ma rzęsy tylko przy jednym oku.. a co najlepsze, nie odpadły te wytuszowane. Skupiłam się teraz na włosach. Delikatnie pofalowane opadały na ramiona, zakrywając białą koronkę sukienki, która cała była w wyblakłym odcieniu jasnej zieleni z purpurowymi kwiatuszkami. Kapelusz zakrywający czubek głowy pasował do sukienki swoim obrzydliwie brzydkim kolorem.
Kątem oka spojrzałam na kobietę, która teraz poruszała długopisem. Zrozumiałam, że musiała coś notować. Interesowało mnie co pisała i czy były to pierwsze obserwacje. Nie chciałam, żeby źle zrozumiała moją ciszę. Milczałam, bo nie wiedziałam po co tu jestem i czemu mam jej coś mówić, nie dlatego, że jestem wariatką.
- Nie. - wreszcie otworzyłam usta i wypowiedziałam jeden wyraz, który w zupełności sam ze sobą pięknie się komponował i miał jednoznaczne odebranie. Poczułam na sobie jej wzrok, więc zdecydowałam go odwzajemnić.
- Więc może opowiesz mi o tym, co ostatnio się wydarzyło? - parsknęłam, nie do końca rozumiejąc co miała na myśli.
- Chodzi o wypadki Jazzy, czy może zderzenie moje i Ashtona, które podobno było spowodowane przez mojego przyjaciela, bo na moment na mnie spojrzał, a samochód wjeżdżający prosto w nas, który kątem oka widziałam, nie istniał? A może chodzi o porwanie, które też rzekomo sobie tylko wymyśliłam? Niech się pani nie ośmiesza, jesteśmy tu, bo ci wszyscy kretyni zasiadający za biurkiem nie potrafią znaleźć osoby, która jest za to wszystko odpowiedzialna i zwalają winę na mnie wmawiając mi, że jestem wariatką i wszystko zmyśliłam. Niech sobie pani w tych dokumencikach napisze to, co oni pani powiedzieli, ja wychodzę! - wstałam z kanapy gotowa by wyjść, jednak zostałam powstrzymana i zmuszona do ponownego powrotu na miejsce.
- Co się stało tego dnia, gdy twoja przyjaciółka ponownie trafiła do szpitala?
- Oh, czyli teraz jestem na przesłuchaniu?! - krzyknęłam całkowicie dając się ponieść emocjom.
W tym momencie nie byłam w stanie zapanować nad swoimi uczuciami. Wspomnienie leżącej na podłodze dziewczyny pojawiło się w mojej głowie i źle na mnie wpłynęło. Tego dnia Jazzy straciła dużo krwi, a lekarzom ledwo udało się ją uratować. Od tego zdarzenia minęły dwa pieprzone tygodnie, a ja wciąż się obwiniam. Gdybym nie wpuściła Caluma do jej pokoju, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, a ja nie tkwiłabym w tym obskurnie małym i ponurym pomieszczeniu. Czy gabinety psychologów nie powinny być urządzone w przyjemny sposób, tak aby klient czuł się w nich dobrze? To zdecydowanie nie należało do takich. Miałam wrażenie, że z każdą sekundą ściany coraz bardziej zwężają się ku środkowi.
- Nie traktuj mnie jak swojego wroga. Jestem tu, żeby ci pomóc, a nie zagrozić. - kobieta wysiliła się na szczery uśmiech, jednak jestem zdania, że mogła sobie go oszczędzić. Nie będziemy przyjaciółkami.
- Mi już nikt nie pomoże. - burknęłam bardziej do siebie niż do niej, z nadzieją, iż tego nie usłyszy, ale oczywiście moje szczęście zniknęło kilka miesięcy temu, a piątek trzynastego codziennie mnie prześladuje.
- Czemu tak sądzisz? - wydając z siebie głęboki jęk niezadowolenia, opadłam głową na kanapę podkulając przy tym nogi. Czułam się teraz jak małe, bezbronne dziecko, które zaraz zacznie płakać.
- Ja nawet nie znam pani imienia. - spojrzałam na nią, a potem na jej bluzkę, ale nigdzie nie miała żadnej zawieszki, na której widniałoby jej imię. Usłyszałam cichy śmiech, który był naprawdę uroczy i nie rozumiem jak mógł pochodzić od kogoś tak strasznego jak ona. Ten śmiech był niewinny, a ona na pewno taka nie jest.
- Mówiłam ci to, gdy tylko przekroczyłaś próg tego pokoju. - zauważyła, posyłając mi nieco surowe spojrzenie, które od razu zlekceważyłam.
- Cóż, nie słuchałam. - pewnym siebie tonem odpowiedziałam, mówiąc całkiem szczerze. Kobieta w geście poddania głośno westchnęła i odłożyła na chwilę notatki, zaznaczając długopisem stronę, na której niedawno pisała.
- Nancy Allen. - podała mi do ręki swoją wizytówkę, jakby starała się tym udowodnić, że ma jakieś argumenty udowadniające, że jestem w tym pokoju z właściwą osobą.
- Oni wszyscy myślą, że kłamałam. Przestali mi wierzyć po ostatnim zdarzeniu z Jazzy. - powiedziałam po paru minutach, starając się nawiązać jakąś rozmowę. Nancy przytaknęła głową i gestem ręki pokazała bym bez skrępowania mówiła dalej, podczas gdy ona słuchała i co jakiś czas notowała ważne dla niej rzeczy.
Kiedy wskazówki zegara pokazywały właściwą godzinę, skończyłam mówić i grzecznie pożegnałam się z kobietą, uprzednio przepraszając ją za moje początkowe zachowanie. Nikt nie lubi nowych ludzi, szczególnie tych, którzy wtrącają się w twoje życie, a Nancy właśnie taka była.. w pewnym sensie. Opuszczając pokój skierowałam się wzdłuż schodów prowadzących do wyjścia z budynku. Przeszłam przez chodnik, by wsiąść do taksówki, którą w ostatniej chwili udało mi się zatrzymać. Podałam taksówkarzowi adres i wygodnie rozsiadając się na tylnym siedzeniu, czekałam aż zatrzyma się na właściwym podjeździe. Od jakiegoś czasu zrezygnowałam z samodzielnej jazdy samochodem, wolę wybierać różne inne środki transportu.
***
~ luhe: o co pytała?
~ lucyh: głównie chodziło jej o to, żebym powiedziała jak czuję się z tym, co się wydarzyło
lucyh pisze..
~ luhe: zaufałaś jej?
~ lucyh: ona jako jedyna nie patrzy na mnie jak na wariatkę chociaż sama wygląda jakby jej pensja nie starczała na mieszkanie i dobre ciuchy
~ luhe: nie tylko ona tak na ciebie patrzy
luhe pisze..
~ lucyh: Ty się nie liczysz, wciąż nie wiem kim jesteś
~ luhe: mam cię na oku 24/7, nie zachowujesz się jak wariatka
~ luhe: a trochę znam się na wariatach
lucyh: gdzie jest Luke? albo Ashton? nie odzywali się do mnie odkąd to całe gówno z Jazzy miało miejsce.. Ashton nigdy tak po prostu nie milknie. 
~ luhe: są bliżej niż myślisz.
luhe jest offline.
- Jakoś tego nie odczuwam. - nadąsana powiedziałam do siebie, gdy powoli zamykałam laptop. Podkulając nogi pod brodę, spojrzałam na okno. Miałam ochotę przez nie wyjrzeć, ale dostałam wyraźny zakaz, więc nawet nie próbowałam tego robić.
Przez ostatnie dwa tygodnie wiele się zmieniło. Zaufałam osobie, która ma ze mną kontakt tylko przez sieć i wygląda na to, że tylko on jest w stanie mi pomóc. Nie miałam kontaktu ani z Ashtonem ani z Lukiem, więc zdecydowałam dać szansę komuś, kto nie powinien pakować się w moje życie, a jednak to robił. Luhe wciąż nie zdradził mi swojej tożsamości, ale starał się dać wskazówki, które niestety nie naprowadziły mnie na żadną osobę. Albo był cholernie sprytny, albo opisywał osobę, która nie istniała. Twierdził, że grono osób, które powinnam podejrzewać jest małe, cholernie małe. Zaczęłam nawet myśleć, że to może być Ashton.. ale wtedy zadawałam sobie pytanie po co tworzyłby konferencje sam ze sobą?
Wiem, że Jazzy wyszła ze szpitala kilka dni temu, ale nie byłam jeszcze na tyle odważna, by spojrzeć na twarz jej rodziców bez odczuwania poczucia winy.. oni pewnie też uważają, że to zrobiłam. Cholera, nie byłam nawet gotowa spojrzeć na Jazzy. Bałam się iść sama do jej domu, a na mamie nie mogłam polegać. Według niej też byłam wariatką i to chyba jest to, co bolało najbardziej. Kobieta, którą kochasz ponad życie odsuwa się od ciebie, bo środowisko, w którym przebywasz to robi. Nie wiedziałam, czy bardziej mam się przejmować faktem, że osoba powodująca te wszystkie wypadki jest cały czas na wolności, a to znaczy, że jest blisko mnie, czy fakt, że mama nie zamierza się do mnie odzywać.
ashir jest offline.
~ lucyh: zostawiłam Ci już chyba z trzydzieści wiadomości, odpowiedziałbyś w końcu
~ lucyh: błagam powiedz mi co się dzieje
lucyh: co mam robić? 
lucyh: ukrywanie się nie ma sensu..
jesteś offline.
Uderzając mocno pięściami w łóżko, zaczęłam krzyczeć, by dać całkowity upust swoim emocjom. Muzyka, która wylatywała z głośników skutecznie zagłuszała wydawane przeze mnie dźwięki. Dzięki bogu wciąż mam jakieś zabezpieczenie. Miałam ochotę się teraz rozpłakać i zasnąć z nadzieją, że obudzę się dopiero, gdy całe to gówno wreszcie się skończy. Naprawdę nie pogardziłabym taką możliwością.
Podchodząc do garderoby chwyciłam granatową bluzę i trampki, szybko wszystko na siebie zakładając. Nie zamierzałam siedzieć dłużej zamknięta w czterech ścianach. Chciałam wyjść i właśnie teraz to zrobię. Przekręciłam klucz w zamku, by uniemożliwić mamie ewentualne wejście do pokoju. Otwierając okno rozejrzałam się wokół, szukając jakiejkolwiek opcji, która pomogłaby mi opuścić to miejsce bez większego szwanku. Dostrzegając drabinkę niedaleko mnie, postanowiłam zrobić wszystko by dotrzeć do niej bez głośnego runięcia na ziemię.. i na szczęście tym razem coś w końcu poszło po mojej myśli.
Założyłam kaptur na głowę i skierowałam się w kierunku bardzo mi znanym. Moje stopy same stawiały każde kroki, nie analizowałam tego gdzie i jak szybko idę. Znałam kierunek, ale nie znałam powodu, który zdecydował właśnie o tym punkcie. Przyglądałam się każdej mijanej po drodze latarni, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów w razie gdyby może coś mi się stało. Czułam czyjąś obecność kilkanaście kroków dalej, ale nie panikowałam. Przecież nie było jeszcze tak późno, żeby ludzie musieli siedzieć pozamykani w domach. Nieświadomie przyśpieszyłam, gdy kroki stawały się głośniejsze, a mój umysł wyobrażał sobie milion czarnych scenariuszy. Odetchnęłam z ulgą, gdy dobrze ubrany facet z teczką w ręce minął mnie i wciąż szedł dalej.
Zatrzymałam się przy odpowiednim domu. Ręce, które teraz tak bardzo trzęsły się z zimna schowałam w kieszeniach bluzy. Przez dłuższą chwilę stałam przed domem, nie zmuszając się nawet do wejścia na werandę. Czułam wielki strach i niepokój i te uczucia nie zamierzały mnie opuścić. Powoli postawiłam pierwszy krok ku drzwiom, ale nim zdążyłam do nich podejść i chociażby zapukać, otworzyły się, a jasne światło wypadające z pomieszczenia, całą mnie teraz oświetlało.
- Co tu robisz?! - spanikowana zaśmiałam się, chcąc jakoś wymazać z głowy krzyk, który usłyszałam. Zaczęłam trząść się jeszcze bardziej i przysięgam, że przestałam to kontrolować parę minut temu, więc musiałam teraz wyglądać jak nakręcana zabawka, która dziwnie się porusza.
- Chciałam porozmawiać.. - niepewnie powiedziałam spoglądając na rozświetlony trawnik. Usłyszałam ciche wejdź, przez co moje stopy ponownie nie współgrały z umysłem i zrobiły coś nie planowanego.

4 komentarze:

  1. świetny jak zwykle ♥ już sie nie mogę doczekać nexta duuuuużo weny i buziole ;**

    http://rock-god-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. znów będziemy czekać 2 tygodnie na rozdział? proszę nie!! dodaj coś jutro prooszę, urwałaś w najlepszym momęcie
    wenyy :*:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Można prosić o następnego ? ♥
    Cudny blog + dodaje do obser .
    Zapraszam na mojego może się spodoba impossible-destiny.blogspot.com :)
    Pozdrawiam i życzę dużooo weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam! Zapraszam na nowo powstałą Ocenialnie - Nie Z Tego Świata.
    ocenialnia.blogspot.com

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń