wtorek, 11 listopada 2014

nine

Na wstępie chciałabym Was zachęcić do wchodzenia w zakładkę "Inspiracje"! xx

- Zmienisz zeznania! - kolejny raz poczułam mocne uderzenie w policzek. Zamknęłam oczy, czując rozchodzący się ból. Moje powieki zalewały się łzami, a usta drgały w nieznanym mi rytmie.
Zwinęłam się w kłębek, starając się najbardziej ochronić obolały brzuch. Wiedziałam, że jedno z żeber na pewno mam pęknięte. Ból, który odczuwałam, był n do zniesienia, ale musiałam dać radę. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu nim zjawi się jakaś pomoc. Uniosłam lekko głowę, by spojrzeć na osobę, która zadawała mi każdy pojedynczy cios. Był wysoki.. tylko to byłam w stanie teraz zauważyć. Jego groźby się spełniły.. teraz cierpię ja, jutro może to być bliska mi osoba.
- Ostrzegałem cię! Jesteś taką nie wychowaną suką! - splunął na moją twarz, wywołując u mnie obrzydzenie do samej siebie.
Doskonale znałam ten głos, ale wciąż nie byłam w stanie ujrzeć twarzy. Od kilku miesięcy była skazana na cierpienie. Agresja Luke'a, wypadek samochodowy z Ashton'em.. te wydarzenia spowodowały falę kolejnych. Potem było już tylko gorzej. Bagatelizowałam każdą sprawę, aż do teraz. 
- Michael.. - wyjąkałam, czując wzrastający ból w klatce piersiowej.
- Zamknij się!
- Nie jesteś taki, przecież wiem. - próbowałam się podeprzeć na łokciu, ale byłam na straconej pozycji. Nie potrafiłam wykonać najprostszego ruchu. - Czemu? Czemu mi to robisz?
- Naprawdę jesteś tak głupia? - ponownie na niego spojrzałam.
Wyglądał okropnie. Miał podpuchnięte, czerwone oczy, a włosy rozbiegane były na wszystkie strony. Dręczyło go coś, ale nie wiedziałam co. Bałam się, że cała ta sytuacja skończy się dla mnie tragicznie, jednak w głębi duszy miałam nadzieję, że Luke zjawi się szybciej niż przewidywałam. Tymczasem czas nie ubłagalnie leciał do przodu, Michael zadawał mi coraz mocniejsze ciosy, a ja.. ja po prostu to wszystko na siebie przyjmowałam.
Gwałtownie podniosłam się na łóżku, nabierając kilka szybkich wdechów. Przetarłam spocone czoło, by chwilę później rozejrzeć się dookoła i zrozumieć, że jestem w swoim pokoju, a to wszystko było tylko złym snem. Kiedy wreszcie się uspokoiłam, zaczęłam się zastanawiać, czy gdzieś w tym wszystkim jest głębsze przesłanie. Myślałam o tym, dlaczego Michael zadawał mi ból, a Luke był tym, który miał mnie uratować. Myślałam o tych wydarzeniach, które przypominałam sobie w głowie, bezwładnie leżąc na ziemi i przyjmując każdy cios. Myślałam, ale nie wpadłam na żaden mądry wniosek. I nim się zorientowałam, mój umysł ponownie zapadł w sen.
***
~ lucyh: coś złego się dzieje.
~ ashir: co masz na myśli?
~ lucyh: ktoś mi grozi, mam w nocy koszmary.. to wszystko jest jakieś dziwne
~ ashir: co Ci się śniło?
~ lucyh: chyba byłam porwana, nie wiem. był tam Michael i zadawał mi wiele mocnych ciosów. przyjmowałam je i czekałam aż zjawi się pomoc..
ashir pisze..
~ lucyh: myślałam o tym, kiedy zjawi się Luke i mnie uratuje
~ ashir: a potem się obudziłaś i wszystko stało się zagadką
~ lucyh: właśnie tak..
~ ashir: miałem ten sam sen. widziałem jak ktoś cię bije, ale nie widziałem kto. nic też nie słyszałem, jakbym był w szklanej kuli.
~ lucyh: to wszystko jest jakieś popieprzone. Luke nadal ma tutaj samą nazwę?
~ ashir: tak. muszę wracać do pracy. widzimy się za dwa dni!
ashir jest offline.
Przez parę minut siedziałam na krześle w zupełnej ciszy. Zastanawiałam się, czy naprawdę chcę napisać do Luke'a. Bałam się tej rozmowy, ale przecież nasze kontakty uległy już poprawie i nie powinnam się tego obawiać..
~ lucyh: możemy się spotkać?
~ lukehemm: świat oszalał, Lucy Hale chce się ze mną spotkać?! dobrze się czujesz? może jesteś pijana?
~ lucyh: po prostu musimy porozmawiać
lucyh pisze..
~ lukehemm: kiedy i gdzie?
~ lucyh: mam pewną sprawę do obgadania, to nie może czekać
~ lucyh: o 16 w skatepark'u
jesteś offline.
Zeszłam na dół, by spotkać w salonie dwie obce mi osoby. Grzecznie się przywitałam, pamiętając o zasadach, które mama mi wpajała do głowy, gdy byłam małą dziewczynką. Zaproponowałam gościom coś do picia, jednak spotkałam się z odmową. Przeszłam do kuchni, gdzie obecnie mama parzyła herbatę.
- A ja głupia proponowałam im coś do picia.. teraz rozumiem, czemu się śmiali. - wymamrotałam, wskazując palcem na dzbanek gorącego napoju.
- Jesteś wspaniałą córką. - wzięłam tackę ze szklankami i talerzykami, by zanieść je na stół. Chwilę później mama doniosła pokrojone już ciasto oraz dzbanek. Pożegnałam się z przybyłymi osobami i mamą, tłumacząc, że mam ważną sprawę do załatwienia.. naprawdę była ważna.
***
Siedziałam na barierce, rozglądając się za znajomą sylwetką, jednak wciąż nie byłam w stanie go ujrzeć. Byłam już przyzwyczajona do tego, że Luke często się spóźnia, ale nie sądziłam, że teraz też to zrobi. Przecież mówiłam mu, że to ważne. Przyglądałam się ludziom, z którymi jeszcze parę tygodni temu miałam coś wspólnego. To przykre, że teraz żadne z nich nie chce mnie znać lub po prostu są świetnymi aktorami, udającymi, że mnie nie widzą i nie znają. To uczucie jest nie do wytrzymania. Chciałabym, żeby było jak kiedyś..
- Cześć. - mój oschły ton przywrócił Luke'a do rzeczywistości. Jego źrenice były powiększone, a to oznaczało tylko jedno.. znów palił zioło. - Mogłeś uprzedzić, że będziesz na haju.
- Nie jestem. - zmierzyłam go od góry do dołu, by znaleźć jakiś element ułatwiający mi podtrzymanie tego zdania, ale ku mojemu nie szczęściu, nic takiego nie zauważyłam.
- Źrenice..
- Przejdź do rzeczy. - wzięłam kilka głębszych wdechów, by nabrać pewności siebie, ale gdy tylko zobaczyłam w oddali Michael'a, całe to gówno ze mnie wyleciało. Spuściłam głowę w dół i nerwowo zaczęłam wyginać palce u rąk.
- Kogo my tu mamy... największą ofiarę losu! - cofnęłam się kilka kroków w tył, ale spotkałam barierkę, która uniemożliwiła mi dalsze ruchy. Wokół nas zaczęło robić się zbiorowisko ludzi, przez co czułam się jeszcze gorzej.
- Odpieprz się! - wysyczałam, patrząc mu prosto w oczy. - Zostaw mnie i moją mamę. Jeśli myślisz, że nie wiedziałam, kto podesłał ten list i zdjęcie, to jesteś pieprzonym durniem! A za grożenie, szantaż i spowodowanie wypadku, posiedzisz kilka dobrych lat.
W tym momencie poczułam na swojej twarzy mocne uderzenie. Zakręciło mi się w głowie i opadłam na ziemię. Z zamroczonych oczu widziałam Luke'a, który zadawał ciosy Clifford'owi. Otrząsnęłam się, gdy uświadomiłam sobie, jakie konsekwencje mogą spotkać Luke'a. Szybko wstałam i zaczęłam go odciągać od leżącego we krwi chłopaka. Znałam Luke'a na tyle, że wiedziałam jak mocne są jego uderzenia. Kiedy wreszcie mi się udało, starałam się go odsunąć na bezpieczną odległość i uspokoić. Przetarłam swoją bluzką zakrwawione kostki Hemmings'a. Widok krwi zawsze źle na mnie działał, ale tym razem musiałam się powstrzymywać.
- Uspokój się, błagam.. - wyszeptałam, wciąż wycierając jego kostki.
Nie kontrolowanie jego dłoń wyślizgnęła się z mojego uścisku i dotknęła mojej dolnej wargi. Wzdrygnęłam się, czując ból. Uniósł palec, pokazując mi czerwoną maź. Powtórzyłam jego czyn, tym razem własnymi palcami. Krew na mojej wardze okazała się punktem kulminacyjnym wszystkich emocji kłębiących się we mnie. W ciągu kilku sekund zaczęłam się trząść i płakać. Patrzałam z wrogością w oczach na konającego z bólu Michael'a. Czułam się dobrze z myślą, że oberwał, ale bałam się, że Luke może mieć przez to kłopoty. Nie chciałam, żeby stając w mojej obronie, narobił sobie problemów z policją.
- Idziemy.. no chodź. - czułam szarpnięcie za rękę. Nie protestując, cierpliwie szłam za Hemmings'em.
Znałam drogę, którą szliśmy. Często tędy wracaliśmy do jego domu, więc wiedziałam, że teraz też tak będzie. Luke jest okropny i agresywny, ale ma też swoje dobre strony, tak jak każdy, tylko, że on ostatnimi miesiącami wolał całkowicie je z siebie wyrzucić..
Po kilkunastu minutach wreszcie byliśmy u celu. Uśmiechnęłam się, wspominając każdą dobrą chwilę spędzoną w tym domu, jednak ten uśmiech okazał się bolesnym. Powoli weszliśmy do środka. Po zdjęciu butów skierowałam się w znanym mi kierunku, do pokoju Luke'a. Otworzyłam drzwi, a wtedy moim oczom ukazał się widok, którego nie chciałabym nigdy w życiu zobaczyć. Człowiek, który zapewnił mi bezpieczeństwo, jest chory psychicznie.. inaczej tego nazwać nie mogę.
Zaczęłam wchodzić do środka, uważnie rozglądając się wokół. Wszędzie wisiały moje zdjęcia. Przerażał mnie ten widok. Naprawdę nigdy nie chciałabym znaleźć się w pomieszczeniu przepełnionym moimi zdjęciami. Szybko podbiegłam do laptopa i uruchomiłam go. Czekałam aż pojawi się okienko komunikatora, by zobaczyć nazwę, na którą Luke jest zalogowany. Tym razem znowu poległam. Wystraszona odwróciłam się za siebie, gdy usłyszałam kaszlnięcie.
- Ja... - zaczęłam mówić, ale zrezygnowana szybko zamknęłam usta. Pozwoliłam sprawie toczyć się swoim torem.
- Wyjaśnię ci to wszystko, ale pierw się tobą zajmę. - miły ton chłopaka nieco mnie uspokoił, ale nie trwało to długo.
Gdy tylko ruszył w moją stronę, zaczęłam panikować, szukając narzędzia, którym mogłabym się obronić. Luke skupił moją uwagę na trzymanej w rękach apteczce. Wtedy całkowicie się uspokoiłam i pozwoliłam mu doprowadzić moją wargę do porządku. Kiedy wreszcie kończył przyklejać plaster, gwałtownie się odsunęłam i jeszcze raz przyjrzałam się każdemu pojedynczemu zdjęciu.
- Ashton zdecydował, że musimy cię chronić. To, co wydarzyło się dzisiaj, nie powinno mieć miejsca. Michael też jest przez nas obserwowany. Nie zrozum mnie źle, naprawdę chcemy twojego dobra.. - słuchałam słów, które ze spokojem wypowiadał. Wiedziałam, że mówi wszystko szczerze, ale czułam się źle z myślą, że robili to wszystko poza moimi plecami.
- Ktoś jeszcze jest w to zamieszany? - zapytałam, przyglądając się zdjęciu, na którym wyglądam na cholernie szczęśliwą. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, co to był za dzień, ale ten szczery uśmiech znajdujący się na mojej twarzy sprawił, że teraz też się uśmiechałam.
- Calum. - czułam obok siebie bliskość Luke'a, ale to nie powstrzymało mnie od zerwania zdjęcia ze ściany. Zgniotłam je i włożyłam do kieszeni bluzy, by później nie zapomnieć go zabrać.
- Który z was to luhe? - odwróciłam się w stronę Luke'a, żeby patrzeć mu prosto w oczy, gdy będzie odpowiadał.
- Nie znam. - widząc szczerość w jego spojrzeniu, zrezygnowana usiadłam na łóżku, kładąc głowę na poduszce.
- Nie musiałeś go bić..
- Musiałem. - zmarszczyłam brwi, by wyrazić niechęć, jaką teraz w sobie tłumiłam. Nigdy nie lubiłam walczącego Luke'a. - Ten dupek już ci nic nie zrobi.
- Tylko mnie uderzył! - krzyknęłam, lekko unosząc głowę, ale szybko zaprzestałam swoich czynów, gdy zauważyłam gniewne spojrzenie chłopaka.
- O jedno uderzenie za dużo.


5 komentarzy:

  1. Genialny rozdział czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. No po prostu taki adjkabkjfbajskbk <33
    Masz dar w pisaniu :3
    Zapraszam do siebie :3
    http://terriblefanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. oooooo jaki GENIALNY 000 ANGELIKA

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie moge się doczekć następnego rozdziału. Buziaczki :*:*:*

    OdpowiedzUsuń