poniedziałek, 25 sierpnia 2014

two

- Jazmyn zawsze była taka nieodpowiedzialna, ale myśleliśmy, że chociaż przy tobie jest inna.. - słuchałam jak jej mama mówi do mnie głosem pełnym żalu i bólu.
- Postawiłam za warunek naszą przyjaźń.. a ona i tak wsiadła. - powiedziałam załamanym głosem. Ponownie zaczęłam płakać, przez co jej mama mocno mnie objęła.
- Musimy jechać do szpitala. - jej dość stanowczy ton przywrócił mnie do rzeczywistości.
Skinęłam głową i obie ruszyłyśmy do jej samochodu. Cieszyłam się, że to właśnie mamę Jazzy zastałam w domu, ponieważ  zazwyczaj jej ojciec był tym wybuchowym i wszczynającym kłótnie. Amy była zbyt wyrozumiała i zawsze odpuszczała Jazmyn wszystkie jej przewinienia. Państwo Parker byli zupełnymi przeciwieństwami, ale dzięki temu dopełniali się w każdym stopniu.
Moje zdenerwowanie rosło z każdą sekundą jazdy do szpitala. Mama Jazmyn wyczuwała mój niepokój i co jakiś czas masowała moją dłoń starając się mnie uspokoić. Działało przez chwilę, ale gdy przestawała, wszystko znów powracało.
Cały czas miałam przed oczami widok wsiadającej na motor dziewczyny. A potem wyraz jej twarzy, gdy leżała na ziemi, a z jej głowy sączyła się krew. To było okropne. Wiedziałam, że tak się stanie, a i tak nie zrobiłam wszystkiego co mogłam, żeby ją powstrzymać. Byłam beznadziejna. Nie nadawałam się nawet na przyjaciółkę.
Amy zaparkowała na wolnym miejscu przy szpitalnym parkingu. Zaczęłam wyginać palce, a gdy sięgnęłam dłonią, by odpiąć pas, nerwy jakie mi towarzyszyły nie pozwoliły na szybkie wykonanie czynu.
- Spokojnie Lucy.. nic jej nie będzie. - kobieta ponownie pogładziła moją dłoń i odpięła mój pas.
Obie wyszłyśmy z samochodu w tym samym czasie. Usłyszałam dźwięk informujący o włączeniu alarmu i niepewnie zaczęłam iść w kierunku szpitalnych drzwi.
- Powiadomię mamę co się stało i gdzie jestem i zaraz do pani dołączę. - spojrzałam na Amy, która skinęła głową i weszła do środka.
Tak naprawdę, to chciałam jedynie opóźnić moje wejście. Bałam się, że usłyszę informacje, których nie chcę nigdy słyszeć. Bałam się, że Jazzy odeszła.. a strach był silniejszy niż zwykle.
Starałam się choć trochę zapanować nad swoimi nerwami, gdy wyjmując telefon wybrałam numer do mamy. Odczekałam parę sygnałów, a gdy nie odebrała, postanowiłam zadzwonić jeszcze raz. Znowu cisza, ale nie dawałam za wygraną. Nie zamierzałam pisać sms'a. Zapewne moje palce nie trafiałyby w odpowiednie litery. To nie wchodziło w grę. Chwilę później poczułam wibrację telefonu. Szybko przejechałam po ekranie i przystawiłam telefon do ucha.
- Co się dzieje skarbie? - usłyszałam spokojny głos mamy. Wiedziałam, że za chwilę nie będzie już spokojna.
- Mamo, jestem w szpitalu, ale..
- Co ci się stało?! Dziecko, w którym szpitalu? - zaczęła krzyczeć, a w tle słyszałam, że zbiega po schodach. Miała dziwne buty, w których chodziła po domu, przez co zawsze dało się ją usłyszeć.
- Mamo! - krzyknęłam mając nadzieję, że zaprzestanie swoich czynów. - Jazzy miała wypadek, nic mi nie jest.
Czułam jak po policzkach znowu spływają mi łzy. Pamiętam swój pierwszy raz na wyścigach. Wsiadłam wtedy na motor z Lukiem. Był najlepszy, nikt nie potrafił go pokonać. Ale wtedy jeszcze był normalny.
- Ufasz mi? - oboje obróciliśmy głowy, by szybko spojrzeć sobie w oczy.
- Jak nigdy.. - odpowiedziałam wiedząc, że tak właśnie jest.
Luke puścił mi oczko i odwrócił głowę patrząc teraz we właściwym kierunku. Momentalnie poczułam szarpnięcie, a moje ciało pod jego wpływem przywarło bardziej do pleców chłopaka. Nie trwało to długo. Chwilę później Luke jechał już tylko na tylnym kole, a wzrok miałam utkwiony w jezdni. Modliłam się, by jego przeciwnik nic teraz nie planował. Jeśli uderzyłby w motor Luke'a.. skończyłoby się tragicznie.
- Jeszcze tylko chwila! - usłyszałam krzyknięcie chłopaka i zacisnęłam mocno powieki, gdy postawił motor w normalnej pozycji.
Kiedy ponownie otworzyłam oczy, zobaczyłam w oddali chłopaka, który ścigał się z blondynem. Uśmiechnęłam się wiedząc, że nie ma szans na wygraną. Nagle Luke zwolnił, a wokół słychać było krzyki i oklaski. Wygrał. Mój chłopak wygrał.
Odpiął pas i pozwolił mi zejść z motoru. Stałam przez chwilę w szoku i nic nie mówiłam. Luke patrzał na mnie szeroko się uśmiechając. Szybko przylgnęłam do jego ciała pozwalając wszystkim negatywnym emocjom zniknąć..
Lucy?! - otrząsnęłam się, gdy mama po raz kolejny wołała przez słuchawkę moje imię.
- Pani Parker jest ze mną. Wrócę, gdy tylko dowiem się co z Jazzy. - powiedziałam powoli idąc w stronę wejścia.
- Dobrze, uważaj na siebie kochanie.
- Tak mamo.. kocham cię.
- Ja ciebie też! - rozłączyłam się.
Czas stawić czoło drzwiom.
Podeszłam do szklanych, rozsuwanych drzwi, które automatycznie się przede mną otworzyły. Ledwo przez nie przeszłam i już dało się słyszeć dźwięk ciągnących łóżek lub jęki ludzi czekających na lekarzy. Stojąc przy drzwiach rozglądałam się za jakimś charakterystycznym punktem, który pomógłby mi stwierdzić, gdzie jest mama Jazzy.
Niepewnie podeszłam do kobiety siedzącej przy biurku za szklaną szybą z napisem Rejestracja. Zapukałam w szybę starając się zwrócić na siebie uwagę. Szatynka podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się, ale nie był to zbyt uprzejmy uśmiech.
- Jak mogę ci pomóc? - zapytała wciąż spoglądając na mnie. Zanim odpowiedziałam, rozejrzałam się dookoła, by upewnić się, że Amy na pewno tu nie znajdę.
- Chciałabym wiedzieć, gdzie szukać Jazmyn Parker. Została niedawno przywieziona, miała wypadek.
Przyjrzałam się plakietce z imieniem kobiety. Rose. Spojrzałam na nią, a wtedy ona przeniosła swój wzrok na komputer i zapewne wpisała dane, które jej przed chwilą podałam.
- Mogę udzielić informacji jedynie rodzinie. - odrzekła znów patrząc na mnie.
- Jestem jej siostrą. Niedawno nasza mama tu weszła, a ja chciałabym je odnaleźć. - skłamałam jedynie o wspólnej rodzicielce. Byłyśmy dla siebie jak siostry, więc to akurat prawda.
Kobieta ponownie wpisała coś w komputerze i chwilę jej zajęło zanim powiedziała mi, gdzie powinnam się udać. Podziękowałam jej i skierowałam się w wyznaczone miejsce.
***
- Pani Parker, po pierwsze skłamałam pielęgniarkę mówiąc, że jestem siostrą Jazmyn, ponieważ chciałam jak najszybciej panią znaleźć. Po drugie, błagam niech mi pani powie co z Jazzy. - usiadłam obok Amy na krześle i patrzałam na nią wyczekująco.
- Jazmyn żyje, ale czeka ją długa i ciężka walka. - powiedziała załamującym się głosem.
Przyglądałam się jej przez chwilę. Byłam zszokowana i nie wiedziałam jak zareagować, aż w końcu zdecydowałam się ponownie odezwać.
- Czy to znaczy.
- Ma uszkodzony rdzeń kręgowy.
Błagam nie. Wszystko tylko nie to. Potrząsnęłam głową starając się wybudzić z tego snu. Gwałtownie wstałam i zaczęłam uderzać rękoma w ściany, krzesła i we wszystko inne, co wpadło w moje ręce. Czułam się jak opętana. Mama Jazmyn nie fatygowała się, by mnie zatrzymać, wiedziała, że to nic nie da.
W końcu z braku sił opadłam na środku podłogi i skuliłam się w mały kłębek. Zaczęłam głośno płakać. Schowałam głowę między nogi i przeniosłam się myślami do innego miejsca. Miejsca, w którym Jazzy była cała i zdrowa.
***
~ luhe: co z Twoją przyjaciółką?
~ lucyh: skąd wiesz o Jazzy?
~ luhe: każdy już słyszał o tym, co Calum zrobił.. więc co z nią?
~ lucyh: ten dupek sprawił, że Jazzy do końca życia będzie siedzieć na wózku!
lucyh pisze...
~ luhe: przepraszam...
luhe jest offline.
Patrzałam tempo w ekran laptopa. Moja głowa rozdzieliła się na dwie strony. Jedna rozpaczała, druga analizowała każde słowo napisane przez nieznajomego. I łzy znowu wypłynęły mi z oczu..
Powoli zeszłam do salonu, gdzie moja mama oglądała jakiś nudny program telewizyjny. Usiadłam obok, kładąc głowę na jej kolanach. Mama zaczęła gładzić moje włosy i wycierać wciąż płynące z oczu łzy. Nie odzywała się. Mój wzrok był nieprzytomny. Spoglądałam przed siebie i wyobrażałam sobie Jazmyn siedzącą na wózku. Jej życie ulegnie całkowitej zmianie. Boję się jej reakcji, gdy w końcu się dowie, co się stało. Boję się jej rozpaczy.
Jazmyn była cholernie piękna, szalona, odważna i mądra. To nigdy nie idzie ze sobą w parze, a jednak ona taka była. Zazdrościłam jej tego. Zawsze chciałam być nią. Wydawało mi się, że jej życie jest wspaniałe. Jasne, popełniała wiele błędów, ale kto ich nie robi? Jest człowiekiem, to normalne. Mimo wszystko.. teraz przegięła. A ja nawet jej nie powstrzymałam.. Byłam naprawdę głupia sądząc, że postawienie jednego warunku sprawi, że przyjaciółka nie wsiądzie na motor. To był jej pierwszy raz, mogłam się domyślić, że nie odmówi.. ja też nie odmówiłam.
Jedno jest pewne: cokolwiek się będzie działo, zniosę humorki mojej przyjaciółki i wciąż z nią będę. Nie mogę jej opuścić. Nie jestem w stanie tego zrobić. Ona mnie potrzebuje, a ja nie jestem gotowa, by żyć bez kogoś, kto jest jak siostra.
Nigdy jej nie zostawię. Będę walczyć razem z nią.
- Mamo.. - zaczęłam mówić, jednak nie wiedziałam co chcę powiedzieć.
- Shh, skarbie ułoży się jakoś.
- To moja wina. - usiadłam i spojrzałam w jej oczy. Mama wyłączyła telewizor i również patrzała na mnie, Trzymała mnie mocno za rękę.
- To nie twoja wina..
- Moja! - krzyknęłam przerywając jej.
Wyrwałam swoją dłoń z jej i szybko wstałam, przenosząc swoją agresję na wazon z kwiatkami. Przewróciłam go i pozwoliłam, by się rozbił. Głośno krzyczałam i płakałam nie umiejąc sobie poradzić z kłębiącymi się w środku emocjami.
- Lucy skarbie, uspokój się.
- Mamo, ja jej nie powstrzymałam... a przecież mogłam. - płakałam jeszcze bardziej niż przed chwilą.
Ruszyłam biegiem do swojego pokoju, zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Leżałam przyciśnięta twarzą do poduszki. Nie potrafiłam sobie inaczej poradzić z emocjami. To jedyny sposób, jaki znam. Szlochałam, krztusiłam się łzami i z braku powietrza. Czułam się winna. Byłam winna. Taka prawda.
Obróciłam się na plecy. Patrzałam na sufit, gdzie przyklejone miałam zdjęcia z Ashtonem i Jazzy. Przez chwilę starałam się zatrzymywać łzy. Rozchyliłam lekko usta, by móc lepiej zaczerpnąć powietrze, a dolna warga strasznie drżała. Przewróciłam się na prawy bok i skuliłam się podciągając kolana pod brodę. Zamknęłam oczy pragnąc jedynie snu. Nie było mi to dane.
Powoli podeszłam do stolika z laptopem. Wpisałam hasło i otworzyłam wyskakującą rozmowę.
~ ashir: jak się czujesz?
~ lucyh: pragnę zniknąć. Ashton, to moja wina.. nie powstrzymałam jej.
~ lucyh: jestem beznadziejną przyjaciółką
~ ashir: ta rozmowa nie ma sensu, gdy jesteśmy od siebie tak oddaleni.
ashir pisze...
~ lucyh: nie przyjeżdżaj!
~ lucyh: widzimy się tak, jak zawsze - w czwartek.
~ ashir: poradzisz sobie?
~ lucyh: byłam z Lukiem, jestem silna..
lucyh pisze...
~ ashir: muszę spadać do pracy. kocham cię mała xx
ashir jest offline.
Ponownie skuliłam się na łóżku w kłębek. Nie płakałam, ale moje myśli nie opuszczały Jazmyn. Obwiniałam się.
Byłam winna.
***
~ luhe: Calum przyzna się do wszystkiego
~ luhe: jutro idzie z Michaelem na policję
~ lucyh: to nie zwróci jej zdrowia! 
luhe pisze...
~ lucyh: i kim Ty do cholery jesteś?!
luhe jest offline.
I wish that I could wake up with amnesia...

6 komentarzy:

  1. Zakochalam sie w tym blogu! Jest na prawde dobry:) bede go czytac do konca!:* /A xo

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie jest serio dobre, nie wiem czemu ma tak mało komentarzy...
    Tylko strasznie denerwuje mnie jedna rzecz. Mianowicie 'patrzałam' chyba powinno być 'patrzyłam'

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham ten blog! <3 Jest to jedna z najlepszych historii jaki czytałam :) życzę Ci mega weny i z niecierpliwością czekam na nowe rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam Cię do Liebster Award. Więcej informacji znajdziesz na moim blogu http://dont-fuck-with-my-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ok, jednak myliłam się co do tego, kim jest luhe - więc teraz tym bardziej nie mogę się doczekać, aż się dowiem. ^^

    OdpowiedzUsuń