środa, 24 września 2014

five

- Pozbierajmy wszystko w całość. Uważasz, że przeciwny samochód jechał wprost na was? - młody policjant przypatrywał się mojej twarzy, a ja czułam się przez to coraz gorzej. Miałam wrażenie, że słowa, które wypowiedziałam krążyły gdzieś we wszechświecie, jakby nigdy nie miały zostać przez nikogo usłyszane.
- Tak. Na chwilę spojrzałam na Ashton'a, on wtedy również odwrócił twarz w moją stronę, ale kątem oka widziałam ten samochód. Jedyne co zdążyłam zrobić to odpiąć pas i wykręcić kierownicę w inną stronę tak, żebyśmy uniknęli zderzenia. - ponownie powiedziałam to, co według mnie było prawdą. Przecież nie mogło mi się to przyśnić, prawda?
Policjant wciąż wyglądał tak, jakby mi nie wierzył. Zaczęło mnie to irytować i naprawdę miałam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz co o nim myślę. Podobno miałam teraz odpoczywać, ale jego obecność wcale nie działała na mnie dobrze. Błagam, niech już sobie idzie.
- Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz, czemu odpięłaś pas? - słysząc kolejne pytanie pozostałam chwilę w ciszy, by jakoś przypomnieć sobie, co mną wtedy kierowało. Policjant najwyraźniej wyczuł moją niepewność, ale nie zmuszał mnie do nagłej wypowiedzi.
- Myślę, że to był taki odruch.. nie wiem. Chodzi o to, że.. chciałam go obronić. - ostatnią część wyszeptałam bardziej do siebie niż do przesłuchującej mnie osoby.
- Swoim ciałem?
- Tak. Zakrywając go moim ciałem mogłam przejąć wszystko na siebie, ale nie zdążyłam tego zrobić.
Na krótką chwilę zamknęłam oczy, by ponownie przyswoić pojawiające się w głowie wspomnienia zakrwawionego i nieprzytomnego Ashton'a. Ten widok wciąż przyprawiał moje ciało o ciarki.
- Czy to możliwe, że ktoś specjalnie spowodował ten wypadek? - zapytałam, gdy zauważyłam, że policjant powoli wycofuje się z pokoju. Skoro on męczył mnie od godziny, przysługuje mi prawo zadać kilka pytań jemu, prawda?
- Jest taka opcja, jednak uważamy, że nie było to planowane.
- Wiadomo kto to zrobił? - ponownie zadałam pytanie. Tym razem mężczyzna jedynie obdarował mnie przyjaznym spojrzeniem i pożegnał się. W chwili, gdy opuszczał pokój, do środka z dużą sportową torbą weszła mama.
- Pomyślałam, że przyniosę ci kilka rzeczy..
- Laptop też? - przerwałam w chwili, gdy usłyszałam słowa matki.
Kobieta rozpięła torbę, początkowo wyciągając z niej same ciuchy. Coraz bardziej się niecierpliwiłam i jedyne co chciałam to dostać laptop w ręce i napisać wystarczająco ciętą wiadomość do osoby, która odwiedziła mnie podczas śpiączki zostawiając obskurnie denerwujący list. Kiedy układałam w głowie słowa, które za chwilę napiszę, mama wreszcie wyciągnęła z dna torby biały sprzęt i podała mi go. Oczywiście nie zabrakło przy tym monologu na temat tego, że powinnam wreszcie przyłączyć się do realnego życia i przestać bywać częściej w wirtualnym, ale hej! przecież jestem w szpitalu, co innego mi zostało? Po włączeniu systemu czekałam aż wyskoczy okienko komunikatora. Nie zajęło to dużo czasu, ale zdążyłam zapomnieć wcześniej przygotowaną w głowie wiadomość.
- Mamo, mogłabyś pójść zapytać pielęgniarek jakie jest hasło do WiFi? - zapytałam rodzicielkę, gdy wreszcie odkryłam powód braku możliwości zmiany statusu na dostępny. Mama wykonała moją prośbę, a gdy wróciła z hasłem zapisanym na karteczce, zaczęłam się śmiać widząc jak łatwe ono jest.
jesteś online
luhe jest offline
~ lucyh: Ty pieprzony dupku! Twoja obecność na sali, w której słodko spałam była zupełnie zbędna! jesteś ostatnią osobą na liście ludzi, którzy mają prawo mnie odwiedzać. właściwie to nie! nie masz nawet prawa widnieć na tej liście! a Twoją wiadomość w postaci listu mogłeś wsadzić sobie w dupę!
~ lucyh: jesteś zasranym gównem!
~ lucyh: nie chcę Cię nigdy więcej widzieć
~ lucyh: i nigdy więcej nie pisz!
luhe jest online
luhe pisze...
~ lucyh: o cholera nie masz pojęcia, jak bardzo mnie wkurwiłeś
~ luhe: wyluzuj, bo stringi Ci się bardziej wpiją
~ lucyh: JAK TY KURWA MAĆ ŚMIESZ TAK DO MNIE GADAĆ?
~ lucyh: PIERDOL SIĘ!
~ luhe: z Tobą bardzo chętnie
~ luhe: ale oboje wiemy, że jesteś dziewicą, więc oszczędźmy sobie rozmowy na ten temat
~ lucyh: TY PIERDOLONY ZŁAMASIE
~ lucyh: LECZ SIĘ!
lucyh pisze...
~ luhe: wyglądasz uroczo, gdy śpisz
~ luhe: masz wtedy takie małe zmarszczki na czole
~ luhe: myślałaś nad operacją plastyczną?
~ lucyh: MYŚLISZ, ŻE KIM TY KURWA JESTEŚ? POLICJA WIE O TOBIE. SPRAWDZĄ CIĘ! POWIEDZIAŁAM IM O WSZYSTKIM. JESTEŚ PIEPRZONYM STALKEREM, KTÓRY JUŻ NIEDŁUGO ODPOWIE ZA SWOJE CZYNY. CIEKAWE CZY STOJĄC PRZED SĄDEM WCIĄŻ BĘDZIESZ TAKI CWANY..
~ luhe: pożałujesz tego
luhe jest offline
Uderzyłam pięścią w stolik znajdujący się obok mnie, co spowodowało falę pytań wypływających z ust mamy. Nie chciałam jej o niczym mówić. W chwili obecnej ma wystarczająco dużo problemów związanych ze mną i wypadkiem. Dodatkowe zmartwienia nie były potrzebne jej choremu sercu. Wolałam przemilczeć niż ją skrzywdzić.
- Twój lekarz powiedział mi, że jeśli wszystko dobrze pójdzie to wypuszczą cię w sobotę rano. - szeroki uśmiech mamy dał mi do zrozumienia, że myśl o powrocie córki do domu strasznie ją cieszy.
- A co dzisiaj mamy za dzień? - zapytałam całkowicie zdezorientowana. Mama jedynie się ze mnie zaśmiała, ale wiedziała, że to prawdopodobnie coś, co jest naturalne po tak poważnych urazach.
- Środa.
Przytaknęłam głową dając mamie znać, że dotarły do mnie jej słowa. Odłożyłam laptopa na stolik i przymknęłam oczy, żeby móc w spokoju pomyśleć o rzeczach, które powinny siedzieć w mojej głowie. Tymczasem ja czułam się winna za każde pojedyncze słowo, które napisałam do nieznanej mi osoby. Po raz kolejny analizowałam kim może być. Martwiłam się, że wypadek Jazzy oraz mój i Ashton'a to nie przypadek. Bałam się, że ktoś tego chciał.. ale kto mógł chcieć - prawdopodobnie - śmierci trzech osób? Przecież za takie coś można trafić na całe życie do więzienia.. czy o to chodziło owej osobie? I znowu - komu mogło zależeć na skrzywdzeniu mnie lub moich bliskich?
- Luke! - krzyknęłam, gdy wreszcie dotarły do mnie wszystkie fakty. Właśnie w tej chwili przypomniałam sobie osobę, która zawołała lekarzy, gdy pierwszy raz się prawie obudziłam. Jestem pewna, że to on. Nigdy nie zapomnę tej sylwetki i bardziej śmieszne dla mnie jest to, że od razu tego nie poskładałam w całość.
Spojrzałam na twarz mamy, która zachowywała się nadzwyczajnie spokojnie.. jakby nie usłyszała imienia, które przed chwilą wykrzyczałam. Kiedy spostrzegła, że się jej przyglądam, zmusiła się do lekkiego uśmiechu, który wcale nie był taki szczery. Wiedziała coś, ale nie chciała mówić.. czułam to.
- O co chodzi? - nie chcący mój głos ponownie zabrzmiał jak krzyk. W obecnej chwili nie panowałam nad emocjami, ale to chyba normalne, prawda?
- Nic dziecko.. nic. - mama spuściła głowę, prawdopodobnie chcąc uniknąć mojego spojrzenia i ostatecznie to dało mi do zrozumienia, że Luke miał z tym coś wspólnego.
- Był tu, gdy byłam w śpiączce, wiem o tym! - siadając w pozycji prostej zaczęłam krzyczeć niezrozumiałe słowa. Chwilę później karciłam własny umysł za to, że pozwolił wypowiedzieć te wszystkie słowa do kobiety, która jest dla mnie najważniejsza.
- Uspokój się. - chwyciła mnie za prawą dłoń i delikatnie ją masowała, podczas gdy ja pracowałam nad opanowaniem emocji. - Jest coś, czego nie wiesz..
Przez dłuższą chwilę w pokoju panowała całkowita cisza. Mama milczała, bo prawdopodobnie zastanawiała się jak powiedzieć mi o tym co ukrywa, a ja milczałam wyczekując tego, co ma wyjawić. Fakt, że jestem sama na sali powinien pomóc, ale wiedziałam, że w tym momencie to najgorsze co mogło nas spotkać.
- Luke wezwał policję, gdy wasz wypadek miał miejsce. - otworzyłam szeroko oczy, w myślach analizowałam pojedynczo każde słowo. To niemożliwe, żeby Luke wezwał policję, przecież pamiętam, że to ja to zrobiłam. Wyciągnęłam Ashton'a z samochodu i zadzwoniłam.. przecież to nie mogło mi się przyśnić.
- Nie. Tam nikogo nie było. Czemu Luke miałby tamtędy jechać? Nie widziałam tam żadnych ludzi! - zaczęłam panikować uświadamiając sobie, że być może obraz wydarzeń, które miały miejsce zmienił się przez to, jak długo byłam w śpiączce.
- Lucy spokojnie..
- Nie mamo! Przed chwilą myślałam, że to Luke chciałby chcieć skrzywdzić mnie i moich bliskich, ale teraz puzzle znów są rozsypane i nic do niczego nie pasuje! Nie starałby się spowodować wypadku chcąc nas później uratować..
Ponownie wzięłam laptopa na kolana i w wyszukiwarce postanowiłam znaleźć jakiekolwiek informacje na temat wypadku. Miałam nadzieję, że jakaś lokalna strona miasta postanowiła o tym napisać, w innym przypadku powrócę do punktu wyjścia.
~ luhe: okres już Ci minął?
~ lucyh: Luke..
luhe pisze...
~ lucyh: nie wierzę.. po prostu nie wierzę!
~ luhe: to Twój były?
~ lucyh: to Ty!
~ luhe: nie rozśmieszaj mnie
lucyh pisze...
~ luhe: jestem lepszy niż jakiś dupek bijący swoją dziewczynę
~ luhe: no co? prawda boli i milczysz? powiedz, że to nieprawda to Cię wyśmieję
~ lucyh: skąd wiesz?
~ luhe: bo obracam się w kręgu Twoich znajomych
lucyh pisze...
luhe jest offline
Czy jest jeszcze jakaś tajemnica, z którą muszę się dziś zmierzyć? Oficjalnie mam dość! Już mi się nawet nie chce szukać informacji na temat wypadku. Jedyne co chcę, to zamknąć oczy i spać. Nie chcę wiele, prawda?
***
- Lucy Hale, ostatni raz mówiłaś przez sen, gdy byłaś w podstawówce. - cichy chichot dochodzący obok sprawił, że przetarłam oczy i całkowicie wybudziłam się ze snu. - Jazzy.. - uśmiechnęłam się łapiąc jej dłoń. Dziewczyna siedziała na wózku, wyraźnie przybita tym faktem, ale starała się to jak najbardziej zataić. Nie przy mnie skarbie, widzę, że to cię nie
cieszy.
- Jak się czuje nasza bohaterka? - słysząc słowa przyjaciółki odruchowo uniosłam brwi głośno się śmiejąc. - Co cię tak bawi?
- Ty.
- Tata mi wszystko powiedział. Zmusiłaś tego dupka, żeby poszedł na policję. Jestem pełna podziwu! - lekki uśmiech przyjaciółki dodał mi sił. Odwzajemniłam uśmiech przypadkowo ziewając co spowodowało falę śmiechu ze strony Jazzy.
- Nie zmusiłam go. Dostałam tylko informację o tym, że Calum chce się przyznać. Nie miałam z tym nic wspólnego. - westchnęłam przypominając sobie rozmowę z ojcem Jazmyn.
- Hood sam by się nie przyznał. Ktoś musiał go zmusić..
- I chyba wiem kto. - odwróciłam głowę, by spojrzeć na okno, które przystrojone było kolorowymi lampkami świątecznymi. Nie dlatego, że mamy święta.. lampki miały pomóc mi usypiać w nocy. Wciąż boję się ciemności, a to było jedyne rozwiązanie. Poza tym nadają koloru białemu pokojowi.
- Lucy?
- Nie żałujesz, że tak się skończyła twoja historia z Calum'em? - zadając pytanie patrzałam przyjaciółce prosto w oczy. Zobaczyłam w nich nagłą zmianę nastroju. Cierpiała, to było pewne.
- Oboje poniesiemy konsekwencje, różnica jest taka, że Calum będzie tylko sądzony, ja zostaję z wózkiem do końca życia. - załamujący szept przyprawił mnie o kilka łez. Nie potrafiłam być obojętna w tej sytuacji. - Zależy Ci na nim, prawda? - przyjaciółka jedynie pokiwała głową, lekko się uśmiechając. To mi wystarczyło, żeby zrozumieć, że Calum jest dla niej ważny. - Co mówiłam przez sen? - zmieniłam temat stwierdzając, że tamten był dla Jazzy zbyt bolesny.
- Wołałaś o pomoc..
***
- Doktorze, czy to że mówię przez sen, to normalne? - korzystając z okazji obchodu lekarzy, postanowiłam zapytać o to doktora zajmującego się mną.
- Miewasz takie przypadki?
- Tak. Przyjaciółka mnie wczoraj odwiedziła, powiedziała, że przez sen krzyczałam o pomoc. - przyjrzałam się wyraźnym rysom kości policzkowych mężczyzny. Wyglądał na naprawdę młodego, ale jego kilkudniowy zarost mógł zmylić każdego. Odnosiłam wrażenie, że intensywnie nad czymś myśli lub stara się pozbierać odpowiednio słowa. Przy ludziach zachowujących cały czas kamienną twarz, nigdy nie wiesz jakie odczuwają emocje w danej chwili.
- Poproszę psychologa, żeby zajrzał do ciebie po południu. - po tych słowach opuścił salę, a ja ponownie zostałam sama.. zdana tylko na siebie.
jesteś online
~ mclel: jak się czujesz koleżanko?
~ lucyh: kim jesteś?
~ mclel: znajomym. słyszałem co ci się stało, wcale nie jest mi przykro.
lucyh pisze...
~ mclel: szkoda, że ten frajer się tam zjawił i zadzwonił po psy. bez niego zabawa byłaby lepsza.
~ lucyh: to Ty prowadziłeś tamten samochód?!
~ mclel: oczywiście, że nie. ja tylko obserwowałem jak dostajesz nauczkę.
lucyh pisze...
mclel jest offline.

~ caho: możemy pogadać?

~ lucyh: nie mamy o czym rozmawiać.
~ caho: przepraszam.
caho pisze...
~ lucyh: nie mnie przepraszaj.
~ caho: nie chciałem jej krzywdzić, uwierz mi
caho pisze...
~ lucyh: Jazzy jest w fatalnym stanie, a Ty mi mówisz, że nie chciałeś jej krzywdzić? zamiast siedzieć na dupie i się zadręczać, okaż jej trochę wsparcia, zajmij się nią. chyba, że nie zależy Ci na dziewczynie w wózku, to daj jej kurwa raz na zawsze spokój!
~ caho: myślisz, że będzie chciała mnie widzieć? że jej ojciec dopuści mnie do niej?
~ lucyh: zależy Ci na niej?
~ caho: tak
~ lucyh: więc odezwę się za parę dni i powiem Ci co zaplanowałam.
caho pisze...
jesteś offline.

4 komentarze:

  1. Zastanawiam się, dlaczego takie genialne opowiadanie ma tak mało komentarzy! Normalnie pierwszy raz spotykam się z czymś takim i krótko mówiąc, jestem zachwycona! Za-je-bi-ste!
    Nono, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ciepło;)

    OdpowiedzUsuń
  2. K-O-C-H-A-M to opowiadanie!! czemu ono ma tak mało komentarzy ja się pytam! <3 nie mogę się doczekać nexta ;))
    /Dżemol

    OdpowiedzUsuń
  3. Na miejscu Lucy już bym zbzikowała haha
    Kocham to ff, naprawdę

    OdpowiedzUsuń