środa, 8 października 2014

six

ZANIM COKOLWIEK PRZECZYTASZ, PRAGNĘ ZAZNACZYĆ, ŻE TEN ROZDZIAŁ JEST CHOLERNIE KRÓTKI I BEZNADZIEJNY, CO DLA MNIE OZNACZA WIĘKSZĄ PORAŻKĘ NIŻ POPRZEDNIMI RAZAMI, ALE NIESTETY MUSZE PRZYPISAĆ DO NIEGO SWOJE "IMIĘ". 

jesteś online.

~ lucyh: chcę się z Tobą spotkać.
~ luhe: oszalałaś?! ten wypadek nieźle zamieszał Ci w głowie.
~ lucyh: to chociaż powiedz mi, co naprawdę działo się podczas wypadku.
lucyh: muszę to wiedzieć.
luhe pisze..
lucyh: jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc.. błagam.
~ luhe: doniosłaś na mnie policji, nie mam zamiaru tego robić!
~ lucyh: nie doniosłam.. chciałam, żebyś dał mi spokój.
~ luhe: to się tego kurwa trzymaj!
lucyh pisze...
luhe jest offline.
Westchnęłam, kiedy kolejny raz tego dnia uświadomiłam sobie, że widok wypadku, który ja pamiętam, nie jest tym prawdziwym. Zdarzenia, które się działy, są zupełnie inne. Nie uratowałam ani siebie, ani Ashton'a. Uratował nas ktoś zupełnie obcy.. ktoś, kto nie powinien był wchodzić z butami do mojego życia, ale jednak to zrobił. Czuwa nade mną. Zaczynam myśleć, że jego obecność podczas wypadku nie wzięła się znikąd. Nie był tam przez przypadek. Wiedział coś. Wiedział, że ten wypadek będzie miał miejsce, lub zwyczajnie mnie śledzi. Nigdy nie uwierzę, że w tamtej chwili, przejeżdżał tą samą drogą.
- Panno Hale.
- Panie Irwin. - zachichotałam, gdy przyjaciel pojawił się w drzwiach i ponownie próbował udawać Christian'a Grey'a. To mu się nigdy nie znudzi.
- Jak się czujesz? - powoli podszedł do krzesła stojącego obok łóżka, a zza pleców wyciągnął moją ulubioną czekoladę. W momencie, w którym podał mi ją w ręce, od razu ją otworzyłam i rozłamałam na mniejsze kawałki.
- Smacznego Lucy, smacznego Ashton. - powiedziałam rozkoszując się pierwszym odłamanym kawałkiem. - Nudzę się tutaj.
- Auć, zabolało. - Ashton przyłożył dłoń do serca udając, że moje słowa naprawdę wywarły na nim jakieś emocje. Zaśmiałam się, kiedy jego gra aktorska wydłużyła się o nieznośnie długi czas. - Cholernie ci się nudzi, bo zaczęłaś mówić sama do siebie.
- Ashton.. - zaczęłam, ale nie wiedziałam co chcę powiedzieć, więc nie wiedziałam, jak ułożyć chociaż jedno zdanie. Przyjaciel uniósł brwi, a jego uśmiech zniknął z twarzy przez co ja zaczęłam się głupkowato śmiać.
- Nie smakuje ci czekolada? Nigdy nie kończyłaś po jednym kawałku!
- Wiesz kto to mclel? - spojrzałam na niego. W razie, gdyby spróbował kłamać, rozpoznałabym to po jego wyrazie twarzy.. ale nie kłamał.
- Nie.
- A luhe?
- N-nie.. - wyjąkał po chwili ciszy. Postanowiłam przemilczeć ten temat, ale nie dlatego, że to było najlepsze rozwiązanie, czy dlatego, że nie chciało mi się. Zamierzałam milczeć, bo mój przyjaciel zaczął się wiercić na krześle, a to oznaczało tylko jedno - ma mi coś ważnego do powiedzenia.
- Ashton'ie pieprzony Christian'ie Grey'u Irwin'ie! Mów o co chodzi!
- Pamiętasz tą dziewczynę, o której ci opowiadałem?
- Tą smukłą, niebieskooką szatynkę? - piskliwym głosem starałam się przedrzeźniać przyjaciela tak jak w momencie, w którym pierwszy raz mi o niej mówił.
- Uspokój się na chwilę! - podskoczyłam, gdy usłyszałam ostry i głośniejszy ton Ashton'a. Bałam się na samą myśl o tym, że mógłby podnieść na mnie głos, a teraz to zrobił. - Przepraszam. - szybko mnie przytulił chcąc złagodzić sytuację, ale ja wiedziałam, że to wydarzenie tak szybko nie zniknie z mojej głowy.
- Jesteś dzisiaj jakiś dziwny i rozkojarzony. I od kiedy zajmujesz się telefonem, a nie mną? - wskazałam palcem na trzymany przez niego w dłoni telefon. W tym samym momencie ekran znów się zaświecił i było słychać cichy dźwięk.
- Ja..
- O cholera! Ashton! Jesteś zakochany! Zakochałeś się, to takie oczywiste! - zaczęłam skakać po łóżku, gdy wreszcie sobie uświadomiłam co jest grane. Z radości krzyczałam jakieś niezrozumiałe słowa.
- Miałaś się uspokoić. - Ashton pociągnął za moją nogę w dół. Wylądowałam na jego kolanach, przez co jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać i krzyczeć o tym, że Ash wreszcie się zakochał. Nie zamierzałam odpuścić, przynajmniej nie dzisiaj.
- Już.. już jestem spokojna. - wstrzymałam na chwilę oddech, co miało mi pomóc się uspokoić, ale nie przyniosło to żadnych efektów. - Ashton się zakoch... - przyjaciel zasłonił moje usta dłonią, uniemożliwiając mi dokończenie zdania.
- Zamkniesz się? - skinęłam głową, gdy wreszcie spojrzał w dół. Bardzo się zawahał, gdy zabierał rękę. Czując wolność zaczęłam się śmiać. Po chwili szeroko otworzyłam usta, zamierzając coś powiedzieć lekko nimi poruszyłam, a Ashton znów je zakrył.
Cały czas się śmiałam, ale było to strasznie utrudnione przez mały dostęp powietrza. Wreszcie polizałam wierzch dłoni Ashton'a, a on od razu zabrał ją z moich ust. Oddaliłam się na bezpieczną odległość widząc, że kieruje w moją stronę drugą dłoń.
- Ashton'ku nie bądź zły.. - ścisnęłam jego poliki chcąc rozluźnić atmosferę i uzyskać malutki uśmiech chłopaka, ale niestety poległam.
- Więc jaka jest? - zapytałam po paru minutach ciszy.
- Wysoka, ma niebieskie oczy i.. i jest smukła. O! i cholernie zabawna! Ma długie włosy, dłuższe niż ty.. i na taki kolor włosów, jaki ona ma, mówisz szatynka. - chichotałam słuchając przyjaciela. Opowiadał o niej z wielkim zainteresowaniem. Jestem pewna, że bardzo ją lubi. Ta dziewczyna jest wielką szczęściarą.
- Tak, właśnie ją. - potwierdził moje zdanie skinięciem głowy. - Podobno ma coś wspólnego z wypadkiem. - dokończył po krótkiej przerwie.
- Co ta dziewczyna ma mieć wspólnego? Przecież ona dała ci kosza, po co miałaby się mścić? - zmarszczyłam lekko czoło, zastanawiając się nad motywem, którym ewentualnie mogłaby kierować się Liv.
- Pieniądze mieszają ludziom w głowie. - spojrzałam na przyjaciela, który podszedł do okna. Szybko do niego dołączyłam, mocno wtulając się w niego,
***
~ jazparker: co u ciebie mała ladacznico?
~ lucyh: chyba komuś humor powrócił
~ jazparker: jest jak jest, nic nie zmienię, więc czemu nie mam być znów sobą?
lucyh: that's my girl!
lucyh pisze..
~ jazparker: zamieszkaj ze mną
mclel: niedługo i tak zginiesz. nie ciesz się życiem zbyt długo
lucyh pisze..
mclel jest offline.
~ lucyh: Jazzy, mamy problem
jazparker pisze..
~ lucyh: komuś naprawdę bardzo zależy na mojej śmierci
~ jazparker: co Ty dziewczyno gadasz, komu mogłoby na tym zależeć?
jazparker pisze..
~ lucyh: chesz listę?
~ jazparker: yup
~ lucyh: Luke, mclel (kimkolwiek jest), dziewczyna, która dała Ashton'owi kosza
lucyh pisze..
~ jazparker: O CHOLERA KTOŚ SIĘ NIM W KOŃCU ZAINTERESOWAŁ? MYŚLAŁAM, ŻE WY SKOŃCZYCIE RAZEM, ALE NIE, ŻE JAKAŚ INNA LASKA SIĘ ZA NIEGO WEŹMIE!!!!!!!
~ lucyh: ja tak samo...
jesteś offline.
***
- Jak dobrze jest być znów w domu! - zaraz po zamknięciu drzwi pobiegłam prosto do kuchni, gdzie otworzyłam lodówkę i wzięłam mój ukochany sok.
- Odpoczywaj! - rozkaz mamy przywrócił mnie lekko do rzeczywistości.
Powoli przeszłam do salonu, całkowicie ignorując leżącą na środku korytarza torbę z ciuchami używanymi w szpitalu. Odstawiając karton z sokiem na mały stoliczek, pozwoliłam sobie położyć się na kanapie. Nakryłam się cienkim, czerwonym kocem. Leżałam chwilę myśląc. Zastanawiałam się, czy uświadomić mamę o potencjalnym zagrożeniu mojego życia, ale bałam się, że to także wpłynie na jej samopoczucie. Ostatnie o czym myślałam, to dodanie mamie kolejnych problemów.
- Mamusiu.. - podparłam się na łokciach i spojrzałam na rodzicielkę z najsłodszym uśmiechem na jaki było mnie w tym momencie stać.
- Już robię. - uśmiechnęłam się jeszcze bardziej i ponownie opadłam na kanapę. Zamknęłam oczy z nadzieją, że pulsowanie w głowie ustąpi, ale przyniosło to zupełnie inny efekt.
Dobranoc świecie.
***
- Lucy się nic nie domyśla. - usłyszałam cichy głos mamy, gdy wreszcie zaczęłam się powoli budzić.
- Czyli możemy dalej działać?
- Tak. A teraz znikajcie, bo będzie tragedia, gdy nas usłyszy.
Znałam ten drugi głos, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć wyglądu osoby, do której należał. Czy to w ogóle możliwe, że w ciągu paru dni lub tygodni, moje życie zamieniło się w koszmar i walkę o przetrwanie? I co moja mama ma do tej całej sprawy? Czemu spiskuje przeciwko mnie.. nie rozumiem tego. I nawet nie wiem, czy chcę rozumieć.
- Mamo.. - wyszeptałam z lekką chrypą.
- Co się dzieje kochanie? - wyciągnęła spod koca moją dłoń i lekko ją ścisnęła. Przeszło mnie dziwne uczucie obawy, że ona także pragnie mojej śmierci. Moja mama chce, żebym umarła.
- Nic.. myślałam, że nikogo tu nie ma. - otworzyłam wreszcie powieki i lekko je przetarłam. Podniosłam się, aby następnie przytulić mamę. - Tak bardzo cię kocham. - kilka pojedynczych łez wypłynęło z moich oczu, gdy po dłuższym czasie nie uzyskałam odpowiedzi z tymi samymi słowami. To było dla mnie jednoznaczne potwierdzenie. To nie kobieta, którą kochałam. Moja mama odeszła, a zamiast niej pojawił się mały potwór.
Nie poddam się tak łatwo.
Będę walczyć.

3 komentarze:

  1. [SPAM]
    Kelly Evans jest po prostu zwyczajną dziewczyną. Ona jest aniołkiem swojego taty. Ma dobre stopnie, przyjaciół, ale nie każdy jest tym, kim się wydaje. On ma tą swoją "grę śmierci", jest tak bardzo zdeterminowany, aby wygrać, że nie zdaje sobie sprawy, że ona też gra.

    http://ujawnienie-luke-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, wszystko i wszyscy są coraz bardziej podejrzani

    OdpowiedzUsuń