niedziela, 15 marca 2015

fifteen

*2 miesiące później*
Powoli weszłam do swojego pokoju, który stał pusty przez równe dwa miesiące. Po moim ostatnim wyjściu przez okno i zamknięciu drzwi od środka, mama zmuszona była do wynajęcia ludzi, którzy je wyważyli i wstawili nowe. Obecnie moje nowe drzwi były całe białe, a klucz posiadała jedynie mama. Rozejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam żadnej innej niespodzianki. Nieco mnie to zasmuciło, ale cieszyłam się, że mama nie postanowiła robić więcej zmian bez mojej wiedzy. Usiadłam na łóżku, wciąż czując przeszywający ból w klatce piersiowej. Blizna po zszyciu będzie mi do końca życia przypominać o tym, jak głupia byłam. Cudem udało mi się ubłagać Ashtona i mamę o to, by nie zgłaszali sprawy na policję. Lekarze byli wyrozumiali, choć w takiej sytuacji ich obowiązkiem jest natychmiastowe wezwanie policjanta, który przyjąłby zgłoszenie. Nie wiem, albo nie chcę wiedzieć, ile musiało to kosztować mamę. Boję się nawet o tym pomyśleć. 
Z trudem wstałam, by podejść do biurka, na którym leżał mój laptop. Otworzyłam go i włączyłam, w międzyczasie otwierając okno. W pokoju było naprawdę duszno, a branie głębokich wdechów nie należało teraz do czynności, o których marzę. Ponownie usiadłam, tym razem na krześle i szybko zalogowałam się na wybrane strony oraz komunikator. Przejrzałam listę dostępnych osób, ale nie dostrzegłam tej, która najbardziej mnie interesowała, więc wybrałam Jazzy. Postanowiłam czekać.
~ lucyh: jak się czujesz?
~ jazzparker: nie mogę teraz
~ lucyh: Jazzy, co się dzieje?
lucyh pisze...

~ jazzparker: powiedziałam NIE MOGĘ
jazzparker jest offline.

Poczułam, jak ponownie trafia mnie kula, tym razem w serce i z mocniejszą siłą. Nie wiedziałam o co chodzi, ale nie zamierzałam tak tego zostawiać. Oparłam łokcie na stoliku, dłońmi przytrzymując głowę. Zmusiłam się do myślenia, choć wcale nie chciałam znać odpowiedzi. Wolałabym żyć dalej w kłamstwie, które na pewno okazałoby się mniej bolesne niż znajomość faktów i prawdy. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk sygnalizujący o nowej wiadomości. Leniwie spojrzałam na okienko, które automatycznie się otworzyło.
~ luhe: mam nadzieję, że to był Twój ostatni wybryk
~ luhe: następnym razem nie będę po Tobie sprzątał
~ lucyh: odwołałam to... ale moje słowa najwidoczniej nie wystarczyły
luhe pisze...

~ lucyh: mógłbyś być bardziej wyrozumiały, dopiero wróciłam do domu i nie mam pojęcia, co dzieje się z moimi przyjaciółmi. może panwszystkowiedzący chciałby mi pomóc?
~ luhe: nie znam nikogo takiego
~ luhe: Ashton z Lukiem wyjechali z miasta, Jazzy ma na głowie rehabilitanta
~ lucyh: wiesz wszystko, prawda?
~ luhe: prawda
~ lucyh: opowiedz mi, co zmieniło Luka w chamskiego dupka i ponownie w zwykłego chłopaka?
lucyh pisze...

~ luhe: nie sądzisz, że sam powinien Ci to powiedzieć?
~ lucyh: Luke nie powie mi nic, co związane z tak nagłą zmianą
~ lucyh: więc...?
luhe pisze...

~ lucyh: piszesz już pięć minut! co to za rozprawka
~ luhe: Luke zmienił się przez Ciebie. zauważył, że szykuje się jakaś mocna akcja, którą oczywiście Ty sprowokowałaś, ale wtedy jeszcze tego nie wiedział... pytanie, czy teraz wie. chciał Cię jakoś bronić, ale wyszło zupełnie inaczej. dostawał anonimowe wiadomości, w których ktoś skutecznie mu groził. stawką było Twoje życie. mógł albo Cię pobić, albo patrzeć jak umierasz. wybierał to, co pozwalało mu wciąż mieć Cię przy sobie. Luke naprawdę nie jest złym gościem, teraz możesz ufać tylko jemu. zapomnij o Ashtonie, z nim jest coś nie tak. pamiętaj, czasem przyjaciele są bardziej fałszywi niż nam się to wydaje. "przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej"
luhe jest offline.

Przez chwilę zastanawiałam się nad sensem słów, które anonim mi pozostawił. Czułam, że jest tu jakiś ukryty sens, którego muszę się sama doszukać, jednak nie wiedziałam, jak zacząć. W mojej głowie panował wielki chaos. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, jak podle czuł się Luke, jeśli rzeczywiście otrzymywał takie wiadomości. Czuję się z tą myślą cholernie źle. Powoli zeszłam na dół, by dłużej nie zakrzątać sobie głowy sprawami dotyczącymi zmian Luka. Chciałam znać odpowiedź, więc ją poznałam, teraz wystarczy tylko jakoś się z nią uporać.
— Mamo — krzyknęłam, rozglądając się po pustych pomieszczeniach. 
Przez zamknięte okno wyjrzałam na ogród, jednak tam też było pusto. Zrezygnowana westchnęłam i przeszłam do kuchni, w której wstawiłam wodę na herbatę. Ponownie poszłam do swojego pokoju, by wziąć laptopa, z którym znów zeszłam na dół. Zostawiając sprzęt na stole w salonie, wróciłam do kuchni, gdzie sięgnęłam po kubek, w którym chwilę później znalazła się saszetka mojej ulubionej herbaty. Przez dwa miesiące przywykłam już do picia czegoś, co tylko wyglądem przypominało herbatę. Cieszyłam się, że teraz znów mogę napić się czegoś, co bardzo lubię. Zalałam kubek wrzącą wodą i przeszłam do salonu, gdzie od razu włączyłam muzykę w głośnikach i odstawiłam kubek obok laptopa.
— No, Lucy... witaj z powrotem w domu — powiedziałam sama do siebie, w głębi duszy mając nadzieję na uzyskanie odpowiedzi. 
Podkuliłam pod siebie nogi, co nie było zbyt mądrym posunięciem. Ból kolejny raz dał mi się we znaki i chcąc, czy nie, przeciągle syknęłam. Krótko po tym, usłyszałam przekręcany w zamku klucz, co mogło znaczyć dla mnie tylko to, że mama powróciła do domu. Byłam jednak w wielkim błędzie. Chwilę później poczułam mocne uderzenie w głowę, przez co od razu straciłam przytomność. 
*kilka godzin później* 
Z wciąż zamkniętymi oczami odczułam pulsujące miejsce na głowie. Wiedziałam, że niedługo pojawi się tam wielki siniak, ale nie dbałam teraz o to. Czułam się gorzej niż po postrzale i jestem pewna, że te dwie rzeczy mają ze sobą coś wspólnego. Powoli otworzyłam oczy, ale obraz znajdujący się przede mną był cały we mgle. Chciałam przetrzeć powieki palcami i dopiero wtedy zrozumiałam, że moje ręce są spętane za moimi plecami, a ja siedzę z przykutymi do krzesła nogami. Mocno zacisnęłam oczy, mając nadzieję, że obraz mi się wyostrzy lub to wszystko okaże się tylko głupim snem, jednak to pierwsza opcja wygrała. Rozejrzałam się dookoła, próbując rozpoznać miejsce, w którym się znajdowałam, ale nie potrafiłam rozpoznać tu nic, co minimalnie by mi pomogło. 
Pomieszczenie było ciemne i bez okien, przez co jeszcze bardziej mnie irytowało. Jedyne światło pochodziło z małej szparki lekko uchylonych drzwi i gdyby nie fakt, że moje nogi przywiązane są do krzesła, a ręce spętane za plecami, zapewne podchodziłabym już do drzwi, chcąc jak najszybciej wydostać się z tego miejsca, ale niestety nie jest mi to dane i muszę czekać, aż sprawy potoczą się swoim torem. Jęknęłam, czując, że moje gardło potrzebuje trochę kropelek wody, nawet jeśli miałyby to być tylko dwie. W momencie, w którym przełykałam ślinę, miejsce, które jeszcze przed chwilą było jedynym rozświetlonym punktem w tym pokoju - o ile mogę to tak nazwać - zaczęło robić się ciemniejsze, więc wiedziałam, że prawdopodobnie ktoś się bliża. Nie wiem tylko, czy aby na pewno byłam gotowa, by zmierzyć się z tą osobą twarzą w twarz. 
— Lucy Hale. — Usłyszałam wypowiadane przez faceta słowa. Nie kontrolowanie drgnęłam, uświadamiając sobie, kim jest.
— Jason — powiedziałam z lekkim strachem w głosie. — Czemu to zrobiłeś? — Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym wyrzutów, gdy wreszcie stanął naprzeciwko mnie.
— Nie ciekawi cię z kim rozmawiasz od kilku miesięcy? Ja wiem z kim. Ta sama osoba prawdopodobnie cię uratuje. Czy to nie dziwne? Jest zawsze pierwszy, gdy coś ci się dzieje. Ktoś mu musi dać nauczkę, nie sądzisz? — Ścisnął moje policzki, sprawiając mi ogromny ból. Chwilę później lewą ręką wymierzył mocny cios, przez który poczułam się jak za czasów, gdy robił to Luke... i chyba wolałabym, żeby to Hemmings był na miejscu Jasona, nie on. 
— Nikt po mnie nie przyjdzie — powiedziałam, kiedy ponownie byłam w stanie na niego spojrzeć. Chłopak głośno się zaśmiał, jednocześnie przecząco kiwał głową.
— Naprawdę mi cię szkoda. Jesteś taka naiwna. Uwierzyłaś, że Luke i Ashton są poza miastem, a tak naprawdę jeden z nich jest bardzo blisko ciebie, a drugi prawdopodobnie w drodze, by was oboje uratować. To śmieszne, bo nie wiesz, który z nich został ściągnięty tutaj w tym samym celu, co ty. Jak już wspomniałem, drugi jest anonimem, z którym rozmawiasz. Nigdy nie dowiesz się, który to z nich.
— Jesteś taki naiwny skoro uwierzyłeś, że Ashton dał ci się porwać — syknęłam, gdy dostrzegłam za Jasonem chłopaka z bujnymi lokami na głowie. — Powinieneś pamiętać, że wspólnie planowaliśmy tą akcję — dodałam po chwili, szeroko się uśmiechając. 
— Nie zrobiłaś tego — krzyknął, zbliżając się do mnie z wyciągniętymi rękami. 
Ashton szybko go powstrzymał, po czym do pomieszczenia wszedł Luke. W krótkiej chwili moje dłonie poczuły ulgę, nogi mogły się swobodnie poruszać, a całe ciało zamieniło się miejscem z Jasonem. Przyglądałam się, jak Ashton przyciska go do krzesła, a Luke związuje z tyłu dłonie, a następnie robi to samo z nogami. Mimo tego wydarzenia, zastanawiałam się nad jego słowami. Jason nie wiedział o tym, że Luke oraz Ashton od dawna znają całą prawdę, więc jego słowa mogły mieć jakiś sens. Był świadomy i przekonany tego, co mówił, jednak plan wykonał zupełnie inaczej niż tak, jak zaplanowaliśmy. 
Czy Luke naprawdę jest moim anonimowym rozmówcą, w którym odnajduję większe wsparcie niż w ludziach, z którymi mam na co dzień do czynienia? Czy rzeczywiście byłby w stanie do takiego posunięcia? I czy aby na pewno chcę to wiedzieć? 
— Lucy, wracasz do domu. — Usłyszałam stłumiony głos Luka. 
Szybko się odwróciłam i błądząc, szukałam wyjścia, które znalazłam dopiero po dłuższym czasie. Wsiadłam do samochodu i w spokoju czekałam na pojawienie się Ashtona, by jak najszybciej wrócić do domu. Wyjęłam z kieszeni telefon, który cały czas miałam przy sobie i zalogowałam się na komunikator. Dopiero wtedy spostrzegłam, że anonim jest dostępny, co od razu zmusiło mnie do pomyślenia, że ani Luke, ani Ashton nie mogą być tą osobą. Żaden z nich nie miałby teraz czasu na pogawędki. 
~ luhe: Twoja mama nie może o tym wiedzieć
~ luhe: nikomu ani słowa
~ lucyh: kiedy wreszcie powiesz mi, kim jesteś?! 
~ lucyh: mam już dość rozmawiania z człowiekiem, którego nie znam! 
~ luhe: znasz mnie lepiej niż ja sam, Lilith...
lucyh pisze...
luhe jest offline.
Mam nadzieję, że rozdział nieco rozjaśnił umysły, nawet jeśli tylko w minimalny sposób. W kolejnych postach będą dalsze ukryte wyjaśnienia, aż w końcu prawda wreszcie wyjdzie na jaw.
xoxo,
dajmond

5 komentarzy:

  1. To jest serio pokręcone ale i cudne *-*
    Gratuluję pomysłu bo jest świetny a całe ff napisane wspaniale;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj ale to jest zawiłe :D super rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow.. rozdzialy sa pokrecone ale wspaniale :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega :D

    Zapraszam do siebie:
    http://ksiezniczka-i-lobuz-z-korona.blogspot.com/
    Przepraszam za SPAM.

    OdpowiedzUsuń