środa, 10 września 2014

four

Mama. Jest ze mną. Czuję jej obecność. Nie widzę, ale czuję. Wiem, że tu jest. Zwyczajnie to wiem. I boję się. Boję się, że już więcej jej nie zobaczę. Nie mogę mówić, a tak bardzo chciałabym powiedzieć jej, że jest dla mnie strasznie ważna, że ją kocham. Co jeśli już nigdy nie będę mogła tego zrobić? Walczę. Oczywiście, że tak. Ale ile mogę walczyć? Staram się otworzyć oczy, powiedzieć coś.. ale moje powieki nie chcą zobaczyć światła, a usta wolą milczeć.
- Lucy, skarbie.. obudź się w końcu. - usłyszałam głos mamy. Jest taka załamana. Martwię się o nią. Przecież mogę się martwić. Czy to znaczy, że wszystko czuję, ale nie widzę? Oh nie chcę tak! Chcę zobaczyć moją mamę. Chcę z nią rozmawiać.
I odpłynęłam.
***
- Ja ci zgotowałem taki los.. to ja powinienem tak leżeć!
O nie! Ashton nie! Kochany, to nie twoja wina. Ratowałam cię.. chciałam, żebyś przeżył, a przecież mogłam zadbać tylko o siebie.. I znowu walczyłam z powiekami i ustami, ale one ponownie nie reagowały. Wszystko jest przeciwko mnie. Nie potrafię nawet poruszyć palcami dłoni, które teraz Ashton mocno ściska. Chciałabym, żeby przestał już cierpieć i się obwiniać.. chciałabym otworzyć oczy.
- Ashton, czy z nią lepiej?
Jazmyn! Jazmyn słyszysz mnie?! Przecież cię wołam! Musisz mnie słyszeć. Błagam odezwij się do mnie.
- Lekarze wciąż są dobrej myśli. Mówią, że wybudzi się w ciągu najbliższych kilku dni, a jeśli nie...
Nie! Ja się wybudzę. Obiecuję wam to.
- Jej mama będzie musiała zdecydować o tym, czy mogą ją odłączyć od aparatur, czy na własny koszt zmieni szpital. - ostatnie słowa brzmiały jak echo.
Żegnajcie.
***
- Jazmyn! Idziemy się pobujać? - mała dziewczynka o ciemnych włosach zapytała jeszcze mniejszą od siebie towarzyszkę. Obie były strasznie radosne. Obie miały w sobie tyle pozytywnych sił. Blondynka pokiwała głową i złapała drugą za rękę. Zaczęły powolutku biec, podskakując i głośno się śmiejąc.
- Zabiorę cię na marsa.
- Ja chcę na księżyc. - blondynka tupnęła nóżką i skrzyżowała rączki. Jej nadąsana twarz szybko zamieniła się w normalną, gdy usiadła na huśtawce i powoli zaczęła się bujać.
Włosy Jazmyn były lekko rozwiewane przez wiatr, a jej stopy latały w powietrzu. Dziewczynka głośno krzyczała, ciesząc się chwilą. I wtedy poczuła mocne szarpnięcie. Zatrzymała się.
- Mars..
- Księżyc.
- Wenus! - krzyknęły jednocześnie, po czym brunetka zaczęła bujać Jazzy.
- Lu, patrz! Puściłam się.
Chwila nieuwagi. Moment zawahania. Parę sekund strachu.
Jazmyn puściła się obręczy huśtawki, a jej drobne ciało szybko wyleciało w powietrze i opadło kilka metrów dalej. Wokół rozległ się głośny i przeraźliwy płacz. Lucy szybko pobiegła po rodziców. Ona również płakała. Bała się, że zostanie ukarana. Bała się wszystkiego.
Twarz Jazzy była cała zakrwawiona, a lewa ręka lekko wygięta. Złamała ją, to było pewne. Rodzice Jazzy zabrali ją do szpitala, a po kilku dniach został jedynie gips, zadrapania i kilka duży siniaków...
***
Pik. Pik. Pik.
Dźwięki sprzętu mówiącego o akcji mojego serca wybudziły mnie z głębszego snu, ale teraz wciąż jestem w tej części, z której od kilku dni nie potrafię wyjść. Ale tym razem się uda, wierzę w to!
- Przepraszam. Lucy przepraszam. Ja się zmienię, obiecuję. Tylko wróć. Musisz wrócić..
Poczułam jak moja dłoń się unosi, by chwilę później zostać pocałowaną. Poczułam jak znów opada. To jest ten moment. Teraz albo nigdy. Walczyłam ze sobą jeszcze bardziej niż poprzednimi razami. Walczyłam, bo wiedziałam, że to moja ostatnia szansa. Mocno pracowałam z umysłem, wmawiałam sobie, że muszę otworzyć oczy lub poruszyć dłonią. To by oznaczało sukces.
- Doktorze! Niech tu ktoś przyjdzie! - usłyszałam krzyk osoby siedzącej przy mnie. Lekko uchyliłam prawe oko i ujrzałam zamazany obraz blond włosów. Chwilę później do pomieszczenia wbiegło kilka osób, a moje oko znowu przywitało ciemność.
***
- Niech pan spojrzy, ta dziewczyna jest wciąż w śpiączce. Nie jestem w stanie panu pomóc. To tylko od niej zależy, kiedy się wybudzi. Wspominałem już wcześniej, że damy znać, gdy tak się stanie. Niepotrzebnie marnował pan czas, żeby tu przyjść.
- Jakie są szanse na to, że wybudzi się w ciągu kilku dni?
- Nigdy nic nie wiadomo.. może nigdy się nie wybudzi.
- Musimy jak najszybciej złapać osobę, która spowodowała wypadek. Chłopak nic nie wie, Lucy jest naszą jedyną szansą.
- Doskonale pana rozumiem. Proszę być cierpliwym, zawiadomimy policję, gdy cokolwiek ulegnie zmianie. A teraz proszę, by opuścił pan ten pokój.
Usłyszałam kroki i chwilę później drzwi się zamknęły. Coraz głośniej rozlegały się dźwięki chodzącej aparatury. Znowu zostałam sama. Moja jedyna próba powrotu do rzeczywistości okazała się przegraną walką. To sprawiło, że poddałam się na kilka dni i dzisiaj również nie zamierzam walczyć. Chcę spać. Czuję zmęczenie. Jak to jest w ogóle możliwe? Od kilku dni, jak nie tygodni, jedyne co robię to leżę i śpię. Powinnam być tym znudzona, a ja chcę więcej.
Chwila.. Stop! Coś się dzieje. Aparatura cichnie, a moje ciało się trzęsie. Niech ktoś tu przyjdzie! Ratujcie mnie!
Czy to ten moment, w którym powinnam przypomnieć sobie każdą szczęśliwą i złą chwilę? Czy to ten moment, w którym wszystko się skończy? Nie chcę umierać.. jeszcze nie teraz.
***
Wzdrygnęłam się. Poruszyłam delikatnie palcem i lekko uchyliłam jedną powiekę. Biały blask docierających do mojego oka okazał się strasznie nieprzyjemny. Poruszyłam kolejnym palcem i kolejnym, aż w końcu ruszyła się cała lewa dłoń. Usłyszałam krzyk. Głośny krzyk rozpaczy zmieszanej z radością. Nadal nie wiedziałam co się dzieje. Czułam się jak w śnie. Powoli ruszałam nogami, które okazały się cholernie ciężkie. O wiele cięższe niż zwykle. W końcu otworzyłam drugie oko, które od razu się zamknęło. Oślepiająca biel nie dała za wygraną. W zamglonym obrazie zaczęłam dostrzegać kontury osób. Byli wszędzie. Co jakiś czas czułam na sobie zimny dotyk. Żyłam. Urodziłam się na nowo.
- Lucy, spójrz na mnie. - słyszałam te słowa, ale nie potrafiłam znaleźć kierunku, z którego dobiegły. Mój wzrok biegał po całym pomieszczeniu, nie umiejąc znaleźć żadnego punktu zaczepienia. Panikowałam.
- Lucy, słyszysz mnie? - kolejny przyjazny głos dotarł do moich uszu. Tym razem znalazłam osobę, która je wypowiedziała. Kobieta wyglądała na młodą. Miała czarne włosy spięte w kucyka. Chyba się cieszyła. - Pobawimy się, dobrze? Złapię cię za rękę, doktor będzie zadawał ci pytania, a ty odpowiesz na nie używając mojej dłoni. Ściśniesz raz, gdy odpowiedź będzie oznaczała tak, dwa razy, gdy chcesz powiedzieć nie, okej? - poczułam obcy dotyk na mojej ręce, oznajmiający że zabawa się rozpoczęła. Według wskazówek ścisnęłam dłoń raz, a chwilę później rozpoczęła się fala wielu pytań.
- Dobrze, odpoczywaj teraz. Za parę godzin odwiedzi cię policja, niestety muszą zadać ci parę pytań. Oczywiście możesz się nie zgodzić, wszystko zależy od tego, jak będziesz się czuć. - głosy wydawane wokół mnie brzmiały jak echo. Zastanawiałam się, czemu tak jest. Wtedy uniosłam dłoń i dotknęłam swojej głowy, która w całości pokryta była jakimś materiałem.
Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jak beznadziejnie muszę wyglądać. Leżałam bezwładnie na łóżku, nie potrafiąc się odezwać i z głową zawiniętą w coś miękkiego. To zdecydowanie nie był piękny widok.. mimo, że to tylko moje wyobrażenia.
Wciągnęłam głębiej powietrze, gdy ujrzałam w drzwiach twarz Ashton'a. Próbowałam się uśmiechnąć, ale wiedziałam, że nie wychodziło mi to zbyt dobrze. Jego oczy początkowo były smutne.. przepełnione przygnębieniem. Nie widziałam w nich żadnej zmiany, gdy wchodził do pokoju i zbliżał się do mojego łóżka. W międzyczasie wszyscy lekarze i pielęgniarki wyszli, a ja zaczęłam obawiać się tego, co nadchodziło.
- Tak cholernie się martwiłem. I oba czwartki, które ty przeznaczyłaś na sen, ja wykorzystałem oglądając nasz film. Zdziwiłabyś się, jak bardzo fabuła przypomina nasze życie...
Usta Ashton'a nie zamykały się przez dłuższy czas. Usiadł obok, łapiąc mnie za rękę opowiedział o tym, co działo się, gdy ja postanowiłam spać. Dowiedziałam się, że leżałam w śpiączce przez ponad dwa tygodnie. Nie sądziłam, że to było aż tak długo. Bo przecież czternaście dni, to nie tak mało. Ashton opowiadał o tym, jak pilnował Jazzy, gdy ta próbowała sobie coś zrobić. Podobno jej psychika nie zaakceptowała jeszcze sytuacji, w której się znalazła, ale wydaje mi się, że to całkiem normalne. Z dnia na dzień trafiła na wózek.. to zdecydowanie nie dla niej. Kiedy skończył mówić o tym, że opiekował się również moją mamą, temat wreszcie zszedł na niego.
- Kto by pomyślał, że odniosłaś większe obrażenia niż ja. - zamilkł na chwilę, jakby oczekiwał ode mnie jakiejś odpowiedzi, ale niestety nie mogłam się odezwać. Czułam się, jakbym cofnęła się w rozwoju, a ktoś odebrał mi możliwość mówienia.
- Nie wiem co by z nami było, gdybyś nie odwróciła wzroku.. jeśli nie znajdą kolesia z drugiego samochodu, wina spada na mnie. Ale spokojnie, tak widocznie miało być.
Pojedyncza łza wypłynęła z mojego oka. Chwilę później za nią popłynęły kolejne łzy, które Ashton zaczął szybko wycierać, a ja wreszcie przemówiłam.
- Jedno z nas musiało przeżyć, wybrałam ciebie. Ale teraz jesteśmy tu oboje i to jest najważniejsze. - uśmiechnęłam się, gdy przemoczone palce przyjaciela ponownie dotknęły mojej dłoni.
- Musze ci coś powiedzieć...
- Poczekaj, ja pierwsza! - zmusiłam się do lekkiego śmiechu, ale okazał się bolesnym. - Kiedy tak sobie spałam, były momenty, kiedy słyszałam wszystko co się tu działo. Słyszałam ciebie i Jazzy i mamę.. i ktoś jeszcze tu był. Widziałam go, ale tylko przez parę sekund..
- To było wtedy, gdy pierwszy raz się na chwilę wybudziłaś. - przyjaciel dokończył za mnie, gdy ja skupiłam się na tym, by złapać kilka głębszych wdechów, które umożliwiłyby mi ponownie normalnie oddychać.
- A było tych razy więcej? - zmarszczyłam lekko czoło, gdy Ashton milczał przez dłuższą chwilę.
- Kilka.
- Kto mnie jeszcze odwiedził? - zapytałam, rozglądając się dookoła dostrzegłam małe okno, które zasłonięte było niebieskimi roletami. - Odsłoń. - wskazałam palcem o co mi chodzi, po czym Ashton szybko wykonał moje polecenie.
- Ktoś ci to zostawił. - Ash wyjął kremową kopertę z małej szafki obok łóżka i wręczył mi ją. Powoli rozerwałam papierek i wyjęłam ze środka złożoną kartkę.
Lucy, 
słyszałem już o tym co się stało i strasznie się martwię. Wiedz, że naprawdę postaram się o to, by ten pijany dupek zapłacił za to wszystko. Widziałem w jakim jesteś w stanie i ze swoich źródeł wiem, co Ci jest. Wiec oficjalnie obiecuję, że zajmę się tym całym gównem. Policja będzie zwlekać, a ja mogę to szybko załatwić. 
Wybacz mi, że komunikuję się z Tobą w taki sposób, ale to o wiele łatwiejsze, bo teraz przeczytasz do końca i nie znikniesz w połowie tego, co mam Ci do powiedzenia. A wcale nic ciekawego Ci nie powiem. Niedługo odezwę się do Ciebie na komunikatorze, ale to dopiero, gdy poczujesz się lepiej i będziesz na tyle silna, żebyś mogła się denerwować. 
Tymczasem pragnę, żebyś szybko wróciła do zdrowia, bo strasznie nudno bez Twoich ciętych uwag i ripost. Mam nadzieję, że za jakiś czas podziękujesz mi za to, że przystworzyłem Ci krótkiej lektury. 
luhe
P.s zapomniałbym.. okropnie wyglądałaś, gdy Cię odwiedziłem. Czy lekarze nie karmią pacjentów przez kroplówkę? Mogę się założyć, że zgubiłaś parę kilogramów, a Twoje cycki nieco zmalały. Szkoda, że tyłka nie widziałem.. mogłoby być ciekawie. :)
- Co za dupek! - krzyknęłam, gdy wreszcie skończyłam czytać. Normalnemu, zdrowemu człowiekowi zajęłoby to strasznie mało czasu, a ja męczyłam się z tym w nieskończoność. To było straszne.
- Lucy! - odwróciłam głowę w stronę drzwi, gdzie obecnie znajdowała się mama. Jej twarz automatycznie nabrała radości, a stopy szybko podbiegły do łóżka. Pocałowała mnie kilka razy w czoło i mocno przytuliła. Mimo bólu jaki mi sprawiła, nie protestowałam. To moja mama. Potrzebowała tej bliskości tak samo mocno, jak ja. 

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział :) czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Baardzo mi sie podoba!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się spodobał sposób, w jaki opisałaś myśli i stan Lucy w czasie śpiączki. :) Ogólnie rozdział świetny.

    OdpowiedzUsuń